Mrok
powoli ogarniający miasto był inny niżeli ten, przybywający co
noc. Czerwona łuna na horyzoncie powoli gasła, zapowiadając
zbliżającą się śmierć. Nocna cisza, zwykle nieprzenikniona
została rozdarta przez kobiecy krzyk. Nie było w nim jednak ani
krzty nadziei, tylko agonia. Unosił się nad niespokojnym miastem
przez wiele godzin, aby w końcu zatańczyć swój ostatni taniec, z
silnym dziecięcym krzykiem. Akuszerka trzymała w rękach niewinne
dziecię, zhańbione jeszcze przed narodzinami przez swoje
pochodzenie, spoglądała na ten cud natury z mieszaniną żalu, bólu
i współczucia.
-
Co z Aete?
Kobieta
odwróciła się, aby spojrzeć w twarz właścicielce burdelu. Lian
Senten stała w drzwiach czerwonej sypialni, odziana w przepiękną
szatę o barwie równie błękitnej co jej oczy.
-
Nie przeżyła, ale urodziła zdrowego chłopca...
Akuszerka
wyciągnęła w kierunku nowoprzybyłej niewielkie ciało owinięte w
prześcieradło. Chłopczyk był śliczny, swymi bystrymi, nieco
wydłużonymi oczyma spoglądał na bladą kobietę, która miała
być od teraz panią jego życia.
-
Oddam go którejś z dziewczyn na piętrze. Przy odrobinie szczęścia
same go uduszą, jak zacznie im brakować klientów. - odpowiedziała
lodowato zimnym tonem.
-
Ale Pani Senten... - młoda kobieta chciała protestować, lecz
właścicielka znów jej przerwała.
-
To dom uciech moja droga, nie dom dziecka. Uwierz mi śmierć byłaby
dla niego najlepszym wyjściem, ale nie uśmiecha mi się zostanie
zamkniętą przez jakiegoś bękarta dziwki.
Akuszerka
westchnęła cicho, przygarniając do piersi maleństwo. Dziecko
zmrużyło tylko swe niewielkie powieki i po chwili powróciło do
krainy marzeń. Nie zauważyło nawet, gdy zostało przekazane pani
domu.
-
Może przetrwa, ale to już nie twoja sprawa Esna, oddam go którejś
z dziewczyn, większość z nich marzy o dziecku, niech więc pobawią
się w niańkę, a ty już wracaj do siebie.
Lian
Senten odczekała, aż kobieta wyjdzie i dopiero wtedy jej chłodna
maska obojętności zniknęła. Przyjrzała się chłopcu z
mieszaniną miłości i strachu. Wychowała już kilku takich jak on.
Zwykle nie przeżywali kilku lat z powodu swego pochodzenia, byli
dziećmi prostytutek, nigdy nie mieli ojców, a mężczyźni którzy
przewijali się przez ich życie nie mieli żadnego znaczenia. Bez
silnego autorytetu i opiekuna mającego prawo się za nich wstawić
ginęli w ponurej rzeczywistości. Lian drgnęła, głaszcząc
pokrytą cieniutkimi rudymi loczkami główkę.
-
Nawet nie wiesz maleństwo, że już zostałeś skazany przez życie.
Bogowie kpią z ciebie, tak samo jak zakpili kiedyś ze mnie, ale ja
dałam sobie radę i wierzę, że ty też możesz. A teraz czas
znaleźć ci jakąś tymczasową mamkę, w końcu tu nie możesz
zostać.
Kobieta
spojrzała po raz ostatni na łóżko w którym wciąż spoczywała
martwa Aete Shiru i opuściła pomieszczenie nakazując służbie
spalić ciało...
Lian
Senten wzięła głębszy oddech i spojrzała z mieszaniną
współczucia i żalu na rude dziecię. Od pięciu lat zajmowała się
tym malcem, a on z dnia na dzień udowadniał, że jest inny, niżeli
wszystkie dzieci które przeszły dotychczas przez jej dom. Maluch
był znacznie większy niż Arie w tym wieku, co tylko upewniało
Lian w odczuciu, że ojciec chłopca był którymś z egzotycznych
klientów Aete. W szczególności świadczyły o tym oczy i
umiłowanie do płomieni. Gdyby chodziło o samą władzę nad
ogniem, wzięła by go za syna jednego z pośród Mirio – władcy
ognia może nie byli zbyt częstymi gośćmi w tych rejonach, ale
Aete miała w śród nich stałych klientów. Jednak oni wszyscy
posiadali oczy czarne niczym węgiel, a skóra wokół nich była
lekko przyciemniona, według legendy strawiona przez kotłujący się
w nich ogień. Zaś oczy młodzieńca były zielone, niczym młoda
trawa, o przypominających kocie źrenicach i nie było wokół nich
ani śladu ciemniejszej obwódki, przynajmniej kiedy nie były
podbite i fioletowe.
-
Co znowu narobiłeś chłopcze?
Młodzieniec
skrzywił się i niechętnie usiadł na krześle wskazanym mu przez
opiekunkę. Szanował kobietę, ale dobrze wiedział, jak zareaguje
na jego słowa. Milczenie też nie było najlepszą opcją, ale wolał
ją od kłamstwa, czy co gorsza całej prawdy.
-
Wiesz że staruszek Sein zażądał odszkodowania za spaloną wiatę
i przepłoszone zwierzęta?! ILE RAZY MAM CI POWTARZAĆ, ŻEBYŚ SIĘ
TAM NIE KRĘCIŁ!!!
Chłopiec
skulił się bardziej na krześle i zaczął ciężko oddychać, bał
się, a zawsze gdy był przerażony tracił kontrolę, a to
powodowało tyko kolejny wybuch złości u Lian.
-
J..ja .. zapłacę...
Kobieta
spojrzała na chłopaka z wyrzutem, wielokrotnie już słyszała te
słowa, ale wiedziała, że nie mają pokrycia. Chłopak nie był
ładny, ciągle się w coś pakował, a gdyby nie fakt że jego ciało
leczyło się same pewnie już wielokrotnie byłby martwy. Mały,
niezdarny i pyskaty – tak określały go jej pracownice, ale dała
sobie słowo, że nie zostawi go samego, nie dopóki nie będzie w
stanie sam stanąć na własnych nogach i się sobą zająć. Nawet
jeśli kosztował ją więcej, niżeli zakładała.
-
To twój ostatni wybryk chłopcze, teraz idź się umyć, po kolacji
pomożesz nowym klientom odnaleźć się w tym labiryncie.
Chłopak
skinął głową niemal od razu wybiegając z pomieszczenia. Lian
pozostawiona samej sobie znów zaczęła rozmyślać, naprawdę
chciała mu pomóc, ale nie wiedząc kim jest niewiele mogła zrobić.
Wyszła na balkon z widokiem na główny plac targowy i zaczęła
przyglądać się ludziom wędrującym pomiędzy uliczkami. Nie
wiedziała jak długo tak stała. W myślach przypominała sobie
nazwiska mężczyzn przechodzących obok jej przybytku i udających,
że jej nie rozpoznają, tylko po to, aby wrócić po zmroku do jej
przybytku. W końcu z zamyślenia wytrącił ją niezwykły widok.
Dwa smoki, jeden o seledynowej łusce, drugi jasno czerwonej,
przelatywały nad miastem. Mimo woli kobieta cofnęła się do
środka, nie lubiła tych gadów, zawsze raz do roku przylatywali i
przedłużali pakt z miastem, niby czuwały nad bezpieczeństwem, ale
tak naprawdę była to wymówka, aby się zabawić kosztem
mieszkańców. Lian nieco zniesmaczona ich hipokryzją owinęła swe
ciało w czarny płaszcz i zadrżała. Nie wiedziała, czemu
wcześniej nie pomyślała o tak oczywistym rozwiązaniu. Wybiegła
ze swojego pokoju, przechodząc przez labirynt korytarzy i zaułków,
tylko po to, aby zatrzymać swe kroki na przeciw biura swego
wspólnika. Nie pukała, bo wiedziała, że jest ono puste, od razu
podbiegła do półki i sięgnęła po listę dziewczyn wynajętych
przed sześciu laty do pałacu, aby zabawiać te bestie... tak jak
myślała, ostatnie nazwisko na liście dawało odpowiedź na jej
pytanie. W karcie gości Aete Shinu nie mogła jej znaleźć, bo akta
gości nie są sporządzane skrupulatnie, w szczególności gdy w grę
wchodzą tak niezwykłe stworzenia jak smoki...
-
Lian ? Co ty tu robisz?
Kobieta
odwróciła się automatycznie, aby spojrzeć w nieco pucułowatą
twarz swego dawnego sponsora, a obecnego wspólnika.
-
Szukałam odpowiedzi i w końcu ją znalazłam. Nasz malec to
półsmok...
Mężczyzna
był nieco zaskoczony, dopiero po chwili pojął o co jej chodzi.
-
Mówisz o synu Aete?
-
Tak...
Po
opuszczeniu Lian chłopiec od razu zajął się swoimi obowiązkami,
nie chciał być większym problemem dla tej kobiety, niżeli musiał.
Ostatecznie miał dach nad głową, wyżywienie i możliwość
częściowego wykształcenia – a to i tak wiele jak na jego obecny
status. Co prawda pomimo tego wszystkiego nie miał nawet imienia, bo
Lian zakazała jego czasowym opiekunką nadać je mu, ale to nie było
ważne. W tym anonimowym tłumie mężczyzn i kobiet sprzedających
swe ciała i tak nie miało by to większego celu. Wszyscy tu byli
numerami, gatunkiem i preferencjami, a imiona niczego nie zmieniały.
Po kilku godzinach ciężkiej pracy, gdy upewnił się, że wszystko
zrobił, tak jak Lian sobie by tego życzyła, mógł sobie pozwolić
na chwilę odpoczynku.
Niemal
od razu skierował swe kroki w kierunku schodów. Na czwartym -
ostatnim piętrze, poza luksusowymi sypialniami znajdowała się
także jedna wspólna sypialnia dla osób które aktualnie nie
przyjmowały klientów, tam też zwykle spał syn Aete. Jednak aby
dostać się do tamtego pomieszczenia musiał najpierw minąć
gabinet Lian – niemal zawsze życzył jej dobrej nocy zanim sam
kładł się spać. Tym razem drzwi do jej gabinetu były uchylone, a
z za nich dobiegały odgłosy tłuczonego szkła.
-
Lian, może w końcu się nieco uspokoisz? Wiem, że cesarz...
-
Nie wspominaj mi nawet o tym durniu Genvi! To czystokrwisty bałwan,
który myśli, że skoro ma władzę może wszystkimi rządzić! To
zwykły...
-
Może zamiast obrażać go, powiesz mi najpierw co się stało?
Głosy
dobiegające z za drzwi na chwilę ucichły, gdy Pani Senten odezwała
się ponownie była już znacznie spokojniejsza.
-
Poszłam... poszłam powiedzieć mu o tym co odkryłam, prosić o
dostęp do ksiąg, tak jak ci mówiłam... w końcu ojciec Aete,
nawet jak nie chce się do tego przyznać i tak ma prawo wiedzieć
kim, czym jest jego wnuk... zaczęłam jak zawsze od obietnicy, że
go nie zdradzę i poprosiłam, aby chociaż nadał dziecku imię...
mimo wszystko już chyba najwyższy czas, aby to zrobił... wiesz co
powiedział?! Że chłopak mieszkając tu nie potrzebuje go!? ... no
cóż, jakoś to strawiłam, powiedziałam mu o smokach i o tym, że
sześć lat temu Aete usługiwała im w trakcie negocjacji, ale aby
mieć pewność, że to dziecko smoka to potrzebuje więcej danych...
-
Odmówił ci?
Kobieta
prychnęła, jakby urażona samą sugestią.
-
Mnie się nie odmawia Genvi i ten stary cap dobrze to rozumie. Nie on
z uśmiechem na ustach zaprowadził mnie do biblioteki , ON DOBRZE
WIEDZIAŁ, ŻE NIC NIE ZNAJDĘ, BO TAM NICZEGO NIE MA...
-
Więc co teraz...
-
Jeszcze nie skończyłam. Gdy ponownie do niego przyszłam
powiedział, że smoki przybyły aby powiadomić go o zbliżającym
się Święcie Dann...
-
Miesiąc krwi...
-
Powiedział, że pozwolą mi skorzystać z biblioteki świątynnej
jeśli zapewnię rozrywkę dla wojowników w trakcie święta...
Chłopiec
przez cały czas z uwagą przysłuchiwał się całej rozmowie,
wiedział, że chodzi o niego, choć nie do końca wszystko rozumiał.
Przybliżył się do drzwi, aby usłyszeć co jeszcze mają do
powiedzenia właściciele tego przybytku, ale niechcący pchnął
drzwi które otwarły się ukazując siedzącym w pokoju jego
obecność.
Mężczyzna
skrzywił się widząc dzieciaka. Już wcześniej był skołowany,
ale świadomość, że mógł słyszeć zbyt wiele dodatkowo go
niepokoiła. Lian zaś sączyła powoli wino z kieliszka i
przyglądała się chłopcu, jakby zastanawiając nad kolejnym
ruchem. W końcu odstawiła kieliszek i podeszła do dziecka.
-
Chciałeś czegoś?
-
Ja... - dzieciak był nieco zaskoczony tym pytaniem, dopiero po
dłuższej chwili zrozumiał, że oboje, zarówno właściciel, jak i
jego opiekunka czekają na dalszą część wypowiedzi. - Czym jest
Święto Dann i o jakiej świątyni mówiłaś Pani Senten?
Kobieta
uśmiechnęła się. Nie miała pewności czy dzieciak usłyszał to
o czym mówili wcześniej, czy po prostu nie zrozumiał, ale nie
mogła poruszyć tematu, nie mając pewności.
-
To wielkie Święto. Odbywa się raz na każde stulecie i zaproszeni
są na nie wszyscy wielcy panowie i władcy. Odbywa się ono w
Świątyni Gwiazd, na zachód stąd. W trakcie jego obchodów trwa
wielki turniej...
-
I to jego uczestnikom będą służyć twoi pracownicy?
Kobieta
uśmiechnęła się do dziecka niczym matka do zbyt dobrze
poinformowanego dziecka, z mieszaniną dumy i żalu – że dorosło
tak szybko.
-Tak...
chciałbyś... pojechać tam ze mną? Jest szansa, że w końcu
poznałam kim był twój ojciec i być może będę w stanie ci pomóc
z twoimi... zdolnościami.
Chłopiec
uśmiechnął się i objął stojącą przed nim kobietę.
-
Więc.. to co mówiłaś o tym smoku..
-
Mogę cię prosić, abyś zapomniał o tym co mówiłam?
-
To przez mojego dziadka tak? Nie martw się, wiem, że nie mam prawa
do rodziny, poza matką.
Lian
uśmiechnęła się smutno w jego kierunku i przytaknęła.
-
Przykro mi.
-
Nie ważne, mam przynajmniej was...to kiedy wyjeżdżamy?
Dla
chłopca był to pierwszy raz gdy opuścił miasto. Pierwsze dni
jazdy konnej wydały mu się niezwykle ekscytujące. Nowa okolica i
wciąż zmieniający się krajobraz bardzo go zauroczyły. Aż trochę
żałował, że nie potrafi malować jak niektóre z dziewczyn.
Zawsze podziwiał rysunki i szkice Eili, która w swoim życiu
widziała bardzo wiele różnych miejsc i niemal każde uwieczniła
za pomocą węgla i płutna. Trzeciego dnia podróży zaczął
odczuwać zmęczenie z niekończącej się w jego mniemaniu podróży.
W końcu o świcie czwartego dnia w oddali zaczął majaczyć kontur
Pałacu Gwiazd, zwanego czasami Świątynią Gwiazd, gdyż zbudowano
go dla wielkiej Bogini Asheri przed wielu laty. Lian zrównała swego
rumaka z koniem na którym jechał chłopak.
-
Piękna prawda? - zapytała się spoglądając na majaczące w śród
mgły kontury budowli. - Została wybudowana na szczycie Góry Ney`r,
specjalnie dla bogini Asheri, córy Boga Sheula, największego z
wielkich. To niezwykła Istota, równie czuła i opiekuńcza, co
surowa i nieustępliwa. To ona zapoczątkowała Turniej i Święto
Dann, no i samodzielnie prowadzi go, za każdym razem w towarzystwie
największych koronowanych głów naszego świata, stulecie za
stuleciem.
-
Czy widziała Pani ją kiedyś Pani Senten?
Kobieta
uśmiechnęła się ciepło do chłopca, prawą dłonią poprawiła
opadający na jej twarz blond lok.
-
Nie. Nikt poza świtą królewską, wojownikami turnieju, boginią i
jej sługami nie ma prawa wstępu do Świątyni Gwiazd w trakcie
Święta, a dobrze wiesz że nie do końca dogaduje się z
Cesarzem...
Chłopiec
skinął głową i uśmiechnął się lekko do swej opiekunki.
-
To jednak coś dobrego wynikło z tajemnicy mojego pochodzenia,
przynajmniej będziesz mogła ją zobaczyć...
Kobieta
uśmiechnęła się do chłopca i pogłaskała go po głowie.
-
Teraz najważniejszym jest dowiedzenie się czegoś o smokach, musisz
nauczyć się panować nad płomieniami, to nasz priorytet, reszta to
tylko dodatkowy bonus.
Dziecko
skinęło głową i spojrzało ponownie na pałac, który coraz
wyraźniej wyłaniał się z pośród mgły.
Chłopak
nie mógł się nadziwić wyrzeźbionym wszędzie figurom smoków,
plac za bramą wydawał się przez nie pełny, choć nie było na nim
żywego ducha, nie licząc cesarskiej świty która dopiero przybyła
na miejsce. Dla niewielkiego dziecka które czuło się małe w
niewielkim mieście, to miejsce wydało się ogromne i przerażające.
Nie zauważył kiedy do Lian podszedł dziwnie wyglądający
mężczyzna. Był niezwykle wysoki, znacznie wyższy od mężczyzn i
kobiet z którymi dotychczas miał okazję rozmawiać, pomimo luźnych
szat przypominających kapłańską tunikę widać było, że jest on
wojownikiem. Świadczyły o tym nie tylko blizny na dłoniach i
karku, ale także postawa jaką sobą reprezentował. Nie jednak to
przyciągnęło uwagę chłopca a oczy. Złoto-szare oczy ze źrenicą
zwężającą się nie regularnie niczym u jaszczurki i otoczonymi
seledynową łuską, która jaśniała i stapiała się ze skórą na
wysokości policzków.
Był
to pierwszy czystokrwisty
Smok którego udało mu się spostrzec. Zwał się Laune i miał być
ich przewodnikiem w Pałacu Gwiazd.
-
Pani Lian Senten - Ukłonił się nisko przed opiekunką chłopca. -
Od dziś będę towarzyszył Pani i Pani podopiecznym. Mam zadbać o
wasze bezpieczeństwo i dopilnować by wszystko odbyło się
bezproblemowo.
-
Dziękuję. Za ile rozpocznie się Ceromonia?
-
W krótce Pani Senten, wasza loża znajduje się w trzecim sektorze,
więc jeśli pozwolisz, to zaprowadzę was na miejsce.
Lain
skinęła głową, gdy tylko smok odwrócił się kierując w stronę
ogromnych drzwi chwyciła chłopca za jego drobną dłoń i
pociągnęła za sobą. Bała się mężczyzny który ich prowadził,
ale w tej chwili była gościem, jak długo stosowała się do zasad,
ani jej, ani reszcie jej dziewcząt i chłopców nie groziło żadne
niebezpieczeństwo.
Nie
tylko chłopak był pod wrażeniem długich korytarzy i przestronnych
sal przez które się przemieszczali, praktycznie wszyscy pracownicy
Lian przyglądali się z zachwytem niezwykłemu otoczeniu, które
naprawdę przywodziło na myśl granatowe niebo obsypane tysiącem
żarzących się gwiazd. Laune otwarł ostatnie z drzwi i oczom
wszystkich ukazało się wielkie koloseum. Niemal wszystkie loże
były wypełnione przez istoty przeróżnych nacji i ras. Jedynie
jedna loża, w której znajdowało się czternaście wielkich
ozdobnych tronów, była pusta.
-
Ceremonia zacznie się gdy władcy Shar i Szlachetna Asheri zajmą
swe miejsca w pierwszej loży, lecz jeśli chcecie, to już teraz
możecie przyjrzeć się wojownikom, w krótce ostatni zajmą swe
miejscem i zgodnie z tradycją ma Pani przybędzie na ich wezwanie.
Chłopiec
był jednym z pierwszych który podeszli do barierki odgradzającej
loże od areny na której miały odbywać się walki. Widok był
niezwykły. Cała podłoga pokryta była materiałem przypominającym
taflę wody pokrytą szkłem, tysiące pochodni i migoczących
magicznych płomieni odbijało się w niej sprawiając że materia
pod spodem krążyła w nieregularny sposób wokół znajdującej w
niej krwisto czerwonej mazi o kształcie koła o promieniu mniej
więcej pięciu metrów. Wokół niego, wzdłuż czarnego,
regularnego okręgu stawali wszyscy, którzy odpowiedzieli na
wezwanie do Turnieju. Chłopak z szeroko otwartymi oczami patrzał
na wojowników i wojowniczki różnego pochodzenia ustawionych w
kręgu. W niektórych z pośród nich rozpoznawał Arie i Riddan –
najpopularniejsze z pośród czystokrwistych ras w owych czasach.
Rozróżnił kilku z pośród Mirio – ognistego ludu północy, a
także mieszańców takich jak ludzie czy różni zmiennokształtni.
Ostatni
na arenę wkroczył mężczyzna w krwawo czerwonej zbroi, której
hełm zasłaniał całkowicie jego twarz, tak, że nie sposób było
go zidentyfikować. Mężczyzna stanął w wolnym miejscu w kręgu,
ściągnął rękawicę i schylił się po coś. Po chwili w jego
dłoni pojawił się czarny sztylet. Bez najmniejszego zawahania
przeciął skórę na swym nadgarstku i pozwolił by krople spłynęły
na przeźroczystą posadzkę, a te niemal natychmiast podążyły do
środka, karmiąc swą krwią czerwoną maź, tuż za nim podążyli
pozostali członkowie powtarzając ten rytuał, następnie mężczyzna
w czerwonej zbroi odezwał się pewnym siebie, silnym głosem.
-
Pani Asheri, Wieczny Kwiecie, Gwiazdo Wojowników i Strażniczko tej
Ziemi, Wojownicy oddają ci cześć i upuszczają swej krwi karmiąc
Pieczęć Życia i składając z siebie ofiarę. Pani zaszczyć nas
obecnością swoją i pokaż swemu ludowi, że Ofiara ta jest jedyną
słuszną.
Gdy
skończył mówić skierował swą twarz w kierunku pierwszej loży,
wraz z nim uczyniło to całe koloseum.
Pierwsza
loża różniła się od innych tym, że szerokie pasmo schodów
prowadziło wprost z niej na plac, teraz w tajemniczy sposób na
jednym z niższych stopni znalazła się niezwykle piękna istota o
skrzydłach z przeźroczystych piór przytwierdzonych do jej placów
i mlecznobiałej skórze, przez którą zdawało się przechodzić
światło niczym przez papier. Istota owa uniosła dumnie głowę ze
swymi jaśniejącymi niczym złoto włosami w których również,
nawet z daleka było widać błyszczące pióra. Twarz jej wyglądała
jakby należała zarazem do niezwykle urodziwego młodzieńca, jak i
prześlicznej niewiasty. W białych szatach wyglądała niezwykle
eterycznie i zdawało się że zniknie gdy tylko odważysz się
przymknąć swe powieki.
-
To anioł – powiedział Smok stojący teraz tuż przy chłopcu. -
Służą Bogom, choć czasem opiekują się także rannymi smokami.
Na tej Ziemi jest ich niezwykle mało, więc nic dziwnego, że jesteś
tak zaskoczony ich widokiem.
Teraz
dopiero doszło do chłopca że musi wyglądać bardzo dziwnie z
szeroko rozwartymi ustami i lekko zaróżowionymi policzkami. Starał
się pozbierać, lecz nim udało mu się wyjść z tego dziwnego
transu anioł przemówił głosem najsłodszym i najprzyjemniejszym,
jaki kiedykolwiek miał możliwość słyszeć.
-
Wielebna Asheri z rozkoszą wysłucha waszej prośby i wraz ze
szlachetnymi panami tej ziemi przybędzie na wasze wezwanie.
Na
te słowa drzwi znajdujące się tuż za tronami otwarły się, a
przez nie przeszedł wysoki ciemnowłosy mężczyzna, o delikatnym
zaroście i groźnych rysach twarzy. Ubrany był w czarną odświętną
zbroje, która zdobieniami dalece przewyższała te, w których
znajdowali się wojownicy stojący w kręgu. Na zbroi i widniał
wyraźny symbol Krwawego Wilka.
-
Cesarz Labell, ziem Sydii, Norinn, Senedu, władca Riddan, Senea
Tsude.
Po
słowach Anioła mężczyzna ukłonił się i zajął jeden z
czterech tronów przyozdobionych szkarłatem.
W
tym momencie w loży znalazł się kolejny mężczyzna. Wyglądał
jak całkowite przeciwieństwo swego poprzednika. Szczupły i
niezwykle wysoki, odziany w błękitno białe szaty, jego skóra
przypominała lodowatą biel, będącą wręcz przerażającym
kontrastem w porównaniu z ciemną, wręcz ziemistą skórą
Riddańskiego władcy. Ze swego miejsca chłopak dokładnie nie
widział jego oczu, lecz wydawały mu się białe niczym dwa zmrożone
diamenty, zaś jego włosy sięgające do połowy pleców wyglądały
jak cienkie sople lodu. Zarówno jego wygląd jak i postawa, a w
szczególności niewzruszona twarz przypominały chłopcu
nieprzyjemny lód.
-
Wybrany przez Białą Panią, na reprezentanta Gór Senery i
Ośnieżonych szczytów Neyan, Redia Dei`nar z doliny Derion
Mężczyzna
skinął głową ledwo zauważalnie w stronę wojowników i zajął
jeden z dwóch białych tronów.
Chłopiec
patrzał z przerażeniem na kolejnego przybyłego. Nie mógł nawet
zidentyfikować czy jest to mężczyzna czy kobieta, gdyż postać
cała była pokryta płomieniami, gdy te nieco zmalały ujrzał tylko
czarne oczy i spalone obwódki, w krótce jednak postać znów zajęła
się ogniem i widoczne były tylko płomienie.
-
Władna Krain Shener, Isak, Neruny i Denersi, Pani w śród Mirio,
Rehin Neresen
Istota
zajęła miejsce obok stojącego w środku szklanego tronu, a jej
miejsce, tak jak i trzy inne zdobiła czerń.
Następna
do loży wkroczyła Aria i tego chłopiec był pewien, zielone szaty,
skóra nieco ziemista, lecz jaśniejsza niżeli ta Riddańska, włosy
w odcieniu miedzi a pomiędzy nimi poprzetykane złote liście. Do
tego niewysoki wzrost i coś co wszyscy nazywali radosnym
nastawieniem Arii, promieniujące nawet od tego osobnika, który nie
uśmiechał się, a jedynie sztywno kroczył w stronę środka loży.
-Cesarz
Ararii, Sercii i Ziem Meraku, Władca Arii – Sario Dern.
Chłopiec
zamrugał kilka razy patrząc jak mężczyzna ze sztucznym uśmiechem
kłania się przed wojownikami, mimo woli z jego ust wydobyło się
jedno słowo.
-
Dziadek...
Gdy
zorientował się co powiedział, zakrył swe usta i starał się
niespostrzeżenie rozejrzeć, czy przez przypadek ktoś go nie
słyszał. Stojący najbliżej Laune uśmiechnął się tylko do
chłopaka szczerze i przyłożył palec wskazujący do swych ust,
nakazując chłopcu milczenie.
Ostatni
z władców zajął już zielony tron i zdawało się, że tak jak
cała reszta wypatruje czegoś w czarnym sklepieniu pomieszczenia.
Niemal
w tym samym momencie całe koloseum wypełnił ryk bestii. Szkarłatny
smok wyłonił się z ciemności i przeleciał nad publicznością
aby położyć się na posadzce przed tronami. Dopiero teraz
większość osób zauważyła, że miał na grzbiecie dodatkowy
balast.
Kobieta
wyglądała niezwykle, jej czarne niczym smoła włosy zostały
upięte w wysoki kok który przyozdobiono świeżymi kwiatami i
kryształami mieniącymi się niczym gwiazdy. Twarz miała drobną, o
niezwykle delikatnych kobiecych rysach. Ponadto nawet z dalszych lóż
można było dostrzec jej oczy, ogromne zielone kryształy pełne
mocy i pasji, a całość przyodziana w jasną skórę podobną do
tej anielskiej. Miała na sobie skórzaną zbroję, bardzo dobrze
podkreślającą jej idealne kobiece kształty. W owym momencie w
całym koloseum nie było chyba ani mężczyzny, ani kobiety
potrafiącej oderwać od niej swój wzrok.
Kobieta
zsiadła ze smoka, który w momencie przybrał ludzką formę i
stanął za jej kryształowym tronem gotów służyć na choć jedno
jej skinienie.
Ona
jednak nie podeszła do tronu, zeszła po schodach, podeszła
najpierw do anioła i położyła na jego ramieniu swą dłoń, ten
ukłonił się jej nisko i od razu podreptał aby zasiąść u stóp
szklanego tronu. Bogini nie wycofała się, wkroczyła na sam środek
areny i uklękła. Wyciągnęła dłoń i wyszeptała kilka słów a
czerwona maź zaczęła uciekać z naczynia w którym ją uwięziono
i zawijać się pasmami na jej dłoni. Po chwili wszystko ustało a
na jej otwartej dłoni leżała pieczęć podobna do tej znajdującej
się pod jej stopami, różniąca się jedynie wielkością.
-
Oto Pieczęć Życia która ofiarowana zostanie zwycięscy. Każdy z
was w przeciągu najbliższych dni stanie do walki i co najmniej raz
będzie ryzykował własnym życiem, aby ją zdobyć. To wielkie
odznaczenie, ale również wielka odpowiedzialność, ale wierze, że
jeden z was jest godzien ją zdobyć. A teraz – Dodała unosząc
pieczęć w górę. - Walczcie i gińcie dla boskiej chwały, niech
turniej się rozpocznie.
Gdy
tylko wypowiedziała te słowa wszyscy wojownicy odsunęli się aż
do samych ścian loży, ci których twarze były dotychczas odkryte
zakryli je maskami lub hełmami, większość jednak uczyniła to
wcześniej, oczekując na nadejście Bogini, lub też jeszcze przed
wejściem na arenę.
Teras
na samym środku areny pojawił się drugi anioł. Wyciągnął długi
miecz przed siebie dzierżąc go w prawej dłoni i skierował go w
kierunku szklanego tronu, na którym siedziała Bogini. Gdy ta
skinęła głową na znak, że może już zaczynać, anioł zaczął
poruszać się powoli wokół własnej osi wskazując mieczem
wojowników. W pewnym momencie zatrzymał się i opuścił nieco w
dół ostrze, zaś wojownik na którego wskazał wykroczył przed
szereg. Anioł zaczął ponownie się poruszać wybierając drugiego
uczestnika pierwszej walki.
Chłopiec
jednak niezbyt przejmował się w tej chwili tym co działo się na
arenie zajęty słuchaniem smoka.
W momencie, gdy Bogini pokazała pieczęć chłopak uniósł swój wzrok w kierunku Laune.
W momencie, gdy Bogini pokazała pieczęć chłopak uniósł swój wzrok w kierunku Laune.
-
Czym jest Pieczęć Życia?
Smok
uśmiechnął się lekko do chłopca i klęknął u jego boku
zrównując się z nim wzrokiem.
-
To dość długa historia, sięga początków istnienia Shar i jest
genezą pierwszego Święta Dann. Część ceremonialna już się
zakończyła, więc mogę ci ją odpowiedzieć, jeśli tego chcesz.
Chłopiec
skinął głową na znak zgody. Wszystko co go otaczało wydawało mu
się nowe i nierealne, chciał poznać choć część tajemnicy
kryjącej się za tym co właśnie się działo na arenie.
-
Widzisz kiedyś istniała tylko Jedna Ziemia, zamieszkiwały na niej
zarówno Anioły, Smoki, Demony oraz bogowie i ludzie. Nie istniało
w tedy coś takiego jak różne rasy, śmierć, podziały. Każdy był
równy, a każda istota, każdy kwiat, zwierzę, kropla wody, czy
płatek śniegu miał swą duszę i świadomość. Panem i władcą
całej Ziemi był niepodzielnie Sheula, wspierany przez swego brata
Tenę i córkę Asheri. Niestety w pewnym momencie Boski Tena
zapragnął władzy swego brata. Smoki sprzymierzone z boską Asheri
wygnały go z pałacu i złotych ziem. Natchniony Sheula widział
jednak w tym nie koniec, a dopiero początek wielkiej rzezi. Nim ona
nastała nakazał swej córce stworzenie armii gotowej odeprzeć atak
Bestii wzmocnionych wiarą w tyrana. Ona zaś posłuszna jego słowom
zorganizowała pierwszy Turniej w miesiącu Dann. W jego trakcie
Asheri spostrzegła pewne zależności i nadała odrębność
pierwszym z pośród Ras. Wojowniczych i okrutnych, lecz honorowych i
oddanych bez reszty swej sprawie nazwała Riddanami. Dumni magowie z
lodowych szczytów i dolin zdobyli miano Redii. Niezwykle
niebezpieczni magowie ognia, w których sercach gościły już tylko
powoli trawiące ich płomienie ochrzciła mianem Mirio. Zaś
żyjących w zgodzie z naturą i używających leczniczych zdolności
roślin ludzi używających magii jedynie w ostateczności ochrzciła
mianem Arii. Poza nimi pojawili się też i tacy którzy bardziej
podobni byli już zwierzętom niżeli ludziom, stali się tak zwanymi
zwierzęcokształtnymi, choć tylko niektóry z nich potrafią
zmieniać kształt. Asheri znając ich słabe i mocne strony
stworzyła niemal niezwyciężoną armię i stawiła czoło swemu
wujowi, aby ochronić ziemie nieskalane jeszcze przez mrok. W końcu
po wielu latach niekończącej się walki Sheul znalazł sposób, aby
zapewnić bezpieczeństwo ludziom, nowopowstałym rasom i Bogom. Sam
pochwycił swego brata i związał go z czarną pieczęcią znaną
jako Pieczęć Zniewolenia. Pochłania ona czarną krew Teny i
wytwarza barierę uniemożliwiającą przekroczenie granicy Odchłani
Neren. Taka sama, tylko że biała pieczęć znajduje się w
Niebiańskiej Wein, jest to Pieczęć Ofiary katrmiona nektarem z
Drzewa Życia przez samego Sheula. Ostatnia zaś krwawa Pieczęć
Życia, znajduje się pod podłogą Areny i karmi się dobrowolną
ofiarą z krwii. Bariery stworzone przez te pieczęcie są niemożliwe
do przebycia przez większość istot. Jedynie Smoki mogą bezkarnie
podróżować pomiędzy barierami.
-
A Bogini Asheri?
Smok
uśmiechnął się ciepło do chłopca.
-
Bystre z ciebie dziecię. Pani jest tylko w połowie boska, jej matka
była tak jak my smokiem.
-
My?
-
Wiesz o co mi chodzi. Tak czy inaczej pieczęć potrzebuje krwi, a
Święto Dann zapewnia mu jej odpowiednią ilość. W szczególności.
iż każdy kto pozwoli, by choć kropla jego krwi znalazła się w
pieczęci oddaje swą duszę w imię ochrony bariery.
-
A.. ci którzy umierają w turnieju?
-
Rodzą się na nowo w Niebiańskiej Wein i służą jako obrońcy
barier. Ich los już na zawsze związany jest z obroną Niebiańskiej
Wein i strażą nad upadłym Teną.
Chłopiec
chciał zadać kolejne pytanie, lecz smok zakrył jego usta dłonią
wskazując na czerwone sztandary które wniesiono na arenę.
-
Jeden z wojowników w tej walce poniesie śmierć. Puki możesz,
unikaj oglądania tych walk. W twoim wieku nie powinno oglądać się
większej ilości śmierci niżeli to konieczne. Lepiej idź z Lian
do biblioteki.
Dziecko
spojrzało na stojących na arenie wojowników, wiedział, jaki los
ich czeka.
-
Skoro wiedzą, że umrą, to dlaczego chcą walczyć?
Laune
uśmiechnął się i bezwiednie zerknął w kierunku pierwszej loży.
-
Dla Asheri... dla niej i dla całego Shar. By utrzymać podział i
spokój tej ziemi.
Chłopak
skinął tylko lekko głową i wycofał się ostatecznie z loży. Gdy
tylko drzwi się za nim zamknęły wokół zapanowała przeraźliwa
cisza. Dziecko dla którego hałasy koloseum zdawały się być czymś
normalnym i naturalnym czuło się dziwnie obco w tej pustce.
Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że nie zapytał się smoka jak ma
znaleźć drogę do biblioteki. Nim jednak odwrócił się w stronę
z której przyszedł, jedne z bocznych drzwi otwarły się same
ukazując długi rozgwieżdżony korytarz. Wiedział, że powinien
się wycofać, ale jakiś wewnętrzy głos podpowiadał mu, że
przecież w Pałacu nie może się zgubić.
Kroczył
powoli przez kolejne pomieszczenia, instynktownie wybierając drogę.
Gdy nie był pewny zatrzymywał się na chwilę, a drzwi w magiczny
sposób stawały się przed nim otworem. W końcu udało mu się
dotrzeć do miejsca przeznaczenia.
Pomieszczenie
biblioteki było ogromne. Zajmowało pięć poziomów oddzielonych od
siebie podłogami ze szkła , zaś przez każdy prowadził labirynt
półek pełnych najróżnorodniejszych ksiąg. Chłopak z zachwytem
patrzał na pomieszczenie, od zawsze z chęcią chłonął wiedzę.
Lian zawsze mówiła mu że jest jedynym z jej dzieci które tak
szybko i sprawnie opanowało czytanie i pisanie. Teraz patrząc na te
zakurzone tomy i postacie zwolna snujące się po każdym z poziomów
nie mógł wprost uwierzyć swym oczom. Nie zauważył nawet gdy
zakapturzona postać podeszła do niego i ukłoniła się nisko.
Dopiero jego słowa, wypowiedziane w dziwny, bezbarwny i niekształtny
sposób obudziły chłopca.
-
Pani Lian jest na trzecim piętrze, przegląda księgi pisane o
Bestiach. Wydaje się szukać wiedzy o smokach.
Zielone
oczy malca zabłysły, skłonił się nisko w podziękowaniu i
podszedł w kierunku widniejących pomiędzy dwoma regałami
spiralnych schodów. Powoli, z bijącym coraz szybciej sercem
przemierzał kolejne stopnie i kondygnacje. W końcu, po minutach
dłużących się niczym całe lata dotarł do celu. Lian stała
odwrócona do niego tyłem, w dłoni trzymała księgę i pochłaniałą
wzrokiem jej kolejne wersy.
-
Pani Senten? - odezwał się podchodząc bliżej do swej opiekunki.
Kobieta
oderwała wzrok od tekstu i spojrzała na chłopca z ciepłym
uśmiechem.
-
Myślałam, że patrzysz na walki? Nie podobało ci się?
-
Nie o to chodzi, wnieśli czerwone sztandary i Smok powiedział, że
powinienem wyjść...
Kobieta
skinęła głową. I wskazała na półkę z której zabrała swoją
książkę.
-
Chyba miał rację, książki bardziej przystoją dziecku niż
oglądanie krwawych potyczek. To dział dotyczący smoków, jeśli
chcesz to te z trzeciej i czwartej półki są napisane w zrozumiałym
dla ciebie języku, reszta to głównie teksty w języku Smoków i
Riddan. Swoją drogą zaskakujące, że jako jedyna z ras czystych
prowadzili własne badania na temat tych Bestii.
-
Pewnie po to aby wykorzystać je do walki...
Kobieta
skinęła głową podając chłopcu jedną z książek które
przeczytała już pobieżnie.
-
Raczej zniewolić, ale te Bestie są jedynie posłuszne Bogom.
Chłopiec
przyjął księgę i w ciszy zaczął czytać stronę po stronie,
coraz bardziej przekonany, że jego ojciec był jednym ze Smoków.
-
Nie mam łuski...
Zauważył
czytając dziesiątą z kolei stronę. Lian uniosła na niego wzrok a
on zaczął czytać na głos.
-
"Smoki w ludzkiej postaci łatwo rozpoznać po tym, że ich
ciała są pokryte twardą łuską w odcieniu przypominającym skórę,
jedynie łuski znajdujące się wokół oczu, nadgarstków i goleni
mają barwę smoczej łuski w jego naturalnej fomnie..."
Kobieta
skinęła głową, przewertowała kilka stron z księgi którą
dopiero co otworzyła i podsunęła chłopcu.
-
" Młode Smoki należące tylko częściowo do Bestii i
posiadające w swych żyłach krew innych ras ludzkiego pochodzenia
są niemożliwe do sklasyfikowania, zwykle dopiero w momencie gdy
Bestia zaczyna dojrzewać pojawiają się na jej skórze świerzbiące
zaczerwienienia, zaś po całkowitym złuszczeniu się naskurka jego
miejsce zajmuje świeża smocza łuska. W zależności od stopnia
pokrewieństwa i związku z innymi humanoidami skóra zaczyna się
łuszczyć od siódmego, dwunastego roku życia...." Ciekawe czy
ciągłe obdarcia i rany nie przyśpieszają procesu...
Kobieta
spojrzała na chłopca z zaskoczeniem. Czyżby jej czegoś nie
powiedział? Dzieciak jakby rozumiejąc jej obawy odsłonił lekko
zaczerwieniony łokieć.
-
Dopiero wczoraj zaczął swędzieć... Nie chciałem Pani martwić...
Lian
uśmiechnęła się do chłopca i bliżej przyjrzała się
zaczerwienionej skórze, przejechała po niej dłonią, zaś pod
palcami z trudem wyczuła jeszcze delikatną łuskę.
-
Więc teraz jesteśmy pewni, że twój ojciec, choć częściowo był
smokiem.
Chłopiec
uśmiechnął się ciepło do kobiety, teraz już oboje byli pewni,
że są we właściwym miejscu. Malec chciał zajrzeć ponownie do
księgi, lecz Lian zabrałą ją z jego rąk.
-
Walki już pewnie się zakończyły, powinnyśmy dołączyć do
reszty i zadbać o towarzystwo dla wojowników.
Laune
z uśmiechem na twarzy powitał przybycie Lian i chłopca. Niemal od
razu podszedł do nich i wskazał drogę do sali biesiadnej, gdzie
mieli obecnie odpoczywać wszyscy wojownicy, którzy oczekiwali na
kolejne walki. W centrum pomieszczenia płonęło wielkie ognisko,
będące jedynym źródłem światła w całym pomieszczeniu. Wokół
niego znajdowały się trzy olbrzymie stoły suto zastawione jadłem
i napitkiem. Młody półsmok szybko zorientował się, że w sali
było więcej osób niżeli wojowników na arenie. Spojrzał na Laune
aby dowiedzieć się kim oni są, nim jednak zadał pytanie mężczyzna
odrzekł z szerokim uśmiechem.
-
Większość walczących w turnieju przeżyło już wiele bitew i
dowodziło niejedną armią, to w większości ich przyjaciele i
towarzysze broni. Bracia którzy nie dostąpili zaszczytu i nie
stanęli na arenie z różnych powodów.
Chłopiec
skinął głową na znak podziękowania, zaś wzrokiem szukał już
jednej z podopiecznych Lian. W końcu udało mu się natrafić
wzrokiem na gęste czarne loki siedzącej z boku kobiety. Niemal od
razu skierował się w jej kierunku.
-
Niilia?
Młoda
dama spojrzała na chłopca swymi złocistymi oczami i z dziką
radością wymalowaną na twarzy objęła go ramieniem.
-
Jest i moja kruszynka. Gdzieś ty się kręcił co?
-
Byłem z Lian w bibliotece... jak.. walki?
Kobieta
wzięła chłopca i od razu usadziła na swoich kolanach, wskazując
mu tym samym dyskretnie jednego z wojowników siedzących przy stole.
-
Widzisz go? Niezwykły prawda?
Młodzik
zaczął się uważnie przyglądać wskazanemu przez nią mężczyźnie.
On i jego towarzysze byli znacznie wyżsi od siedzących tuż obok
Arii, wszyscy odziani w luźne szaty, na które narzucili niedbale
zwierzęce futra. Wszyscy byli ciemnoskórzy, a opalenizna tylko
potęgowała to wrażenie. Włosy każdego były zwinięte w długie
dredy, poprzeplatane różnokolorowymi ozdóbkami i piórami. Pomimo
iż wszyscy wydali się chłopcu czymś niezwykłym, to musiał
przyznać Niili racje, siedzący pośrodku nich wojownik był
najciekawszym obiektem. Ogromna szara skóra na jego ramionach była
starannie przewiązana, nie skrywała jednak gołej klatki piersiowej
pokrytej czarnymi znakami i kilkoma bliznami, lecz to nie ona rzucała
się w oczy pierwsza, a jego twarz. Stalowe oczy, przyglądające się
otoczeniu z ostrożnością, szeroki nos i twarde rysy, na których
wyraźnie odznaczały się niektóre emocje. A do tego ostre jak
brzytwa kły wbijające się w podane na stół mięso. Chłopiec od
razu spuścił wzrok, gdy tylko te srebrne tarcze spojrzały na
niego. Dopiero teraz zauważył coś, co wcześniej mu umknęło,
ciemną skórę Niili i jej pochodzenie.
-
On.. jest taki jak ty...
Kobieta
zaśmiała się cicho i ucałowała chłopca w tył głowy.
-
Nie, on ma stado, a ja jestem tylko zabawką...
-
Więc dlaczego do niego nie podejdziesz, chciałabyś go poznać
prawda?
-
Tak kruszynko, chciałabym... ale to nie od nas zależy z kim
spędzimy tę noc...
Chłopiec
przypomniał sobie o liście tkwiącej w dłoniach Lian, jeśli
Niilia nie jest jeszcze przez nikogo zajęta, to wciąż ma szansę.
Szybko zaczął błądzić wzrokiem po postaciach przewijających się
przez pomieszczenie, dopiero po dłuższej chwili zauważył Lian w
towarzystwie Laune. Ten zaś spojrzał na chłopca od razu, jakby
zwabiony czyimś wołaniem i gestem ręki nazazał mu zaczekać.
Szepnął coś co Lian, a ta mu odpowiedziała. W tym momencie oczy
młodego półsmoka i dorosłej bestii spotkały się ponownie.
Chłopiec nie wiedział czemu, lecz czół, że Laune daje mu znak,
że Niili jest jeszcze wolna.
-
Idź.
Kobieta
spojrzała nieco zaskoczona na siedzące na jej kolanach dziecko.
-
Ale kruszynko...
-
Idź, jakoś załatwię to z Lian.
Niilia
była nieco zaskoczona słowami chłopca. Wiedział, że zna zasady
więc dlaczego? Nim jednak otrząsnęła się z szoku tuż przed nią
pojawiła się ostatnia osoba którą spodziewała się ujrzeć.
Srebrzystooki wojownik stał przed nią i jej kruszyną uśmiechając
się w ten drapieżny sposób który ostatnio widziała, gdy została
zabrana ze swego stada jako zakładnik.
-
Przysłano Cię z Cesarskiego Miasta, abyś służyła nam, piękna?
Kobieta
speszyła się nieco i jedynie lekko skinęła głową. Półsmok
jednak nie miał zamiaru pozostawić pytania bez odpowiedzi.
-
Zwą ją Niilia ri`Nera, jako jedyna z kobiet i mężczyzn Pani
Senten jest jednym z wilków...
Mężczyzna
warknął cicho na ostatnie stwierdzenie.
-
Tiani, kruszynko, nasz lud nie przepada za potoczną nazwą...
Chłopiec
ukłonił się przepraszająco, zsuwając tym samym z kolan Niili.
-
Przepraszam, za moją niewiedzę, a teraz wybaczcie, Pani Senten mnie
potrzebuje.
Co
prawda Lian nie wołała go, ale był to najlepszy odwrót jaki mógł
zastosować, aby nie zostać zatrzymanym przez speszoną kobietę.
Gdy jednak znalazł się przy swej opiekunce zrozumiał, że bardzo
dobrze zrobił, przychodząc jej z pomocą.
-
Chłopcze pomóż mi z tymi papierkami, najlepiej weź naszych
chłopców i nimi się zajmij. Dasz sobie radę, a ja i bez tego będę
miała ciężki dzień.
Półsmok
niemal od razu przyjął spory plik kartek i dokumentów od kobiety i
zaczął je porządkować, wiedząc, że teraz czas odpracować
wszystkie zdobyte dziś informacje i to z nawiązką. Bo pierwszy
dzień z nowymi klientami zawsze jest najbardziej czasochłonny...
Gdy
w końcu udało mu się skończyć pracę ledwo stał na nogach. Lian
co prawda wciąż byłą zakopana w papierach, lecz chłopiec nie
miał już siły, aby zrobić cokolwiek więcej. Pożegnał się z
panią Senten i smokiem który wciąż jej towarzyszył i udał w
labirynt niezwykłych korytarzy, które tym razem zaprowadziły go do
jego tymczasowego lokum.
Pomimo
zmęczenia i ciężkich powiek nie był jednak w stanie zasnąć.
Wsłuchany w przerażającą ciszę zastanawiał się, czy zazna tej
nocy choć chwilowego odpoczynku, gdy nagle usłyszał, że drzwi do
jego komnaty otwierają się i do środka wchodzą dwie osoby. Ciężki
krok wskazywał na mężczyzn, wskazywał na to także głos, który
półsmok zidentyfikował bez większych problemów. Jednym z
nieproszonych gości był zdecydowanie Laune.
-
Nie wolno ci, jak Pani się dowie, to obedrze nas ze skóry...
-
Na moim miejscu zrobił byś to samo, chcę tylko popatrzeć jak
śpi...
Drugi
z głosów również utkwił w pamięci chłopca, lecz ten nie miał
pewności kiedy go słyszał, był on zdecydowanie pewniejszy, nie
było w nim krztyny wahania. Półsmok nie wiedział co powinien
zrobić. Leżał nieruchomo z zamkniętymi powiekami, wahając się
co do decyzji.
-
Zapewne, ale wiesz, że nie wolno nam się sprzeciwiać...
-
Komu nie wolno temu nie wolno. Jak nie chcesz w tym uczestniczyć
Laune, to wracaj do siebie.
Teraz
głos dochodził już centralnie z punktu nad nim. Czuł że
mężczyzna pochyla się nad nim.
-
Czy to nie jest niesprawiedliwe Laune? Pierwszy raz móc spojrzeć na
własne dziecko dopiero gdy te zaczyna dorastać i nie mieć prawa
się do niego zbliżyć.
Słowa
odbiły się echem w młodym umyśle. Czy to w ogóle możliwe. Już
chciał otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje, gdy czyjaś dłoń
zasłoniła mu oczy.
-
Nie ruszaj się i nic nie mów – był to głos Laune, zdecydowanie
podenerwowany.
Chłopak
nie chciał czekać, ale silna dłoń smoka na jego ramieniu nie
pozwoliła mu się ruszyć. Choćby chciał nie miał najmilejszych
szans w potyczce z tym mężczyzną.
-
Dlaczego? - wyszeptał tylko bezsilnie do smoka.
-
To nie nasza wola tylko Pani. Uwierz, gdyby od niego to zależało,
nigdy by cię nie zostawił samego, nie w takim miejscu.
Chłopak
zadrżał, gdy Laune puścił go, byli już w pokoju sami.
-
Więc dlaczego?
Smok
spojrzał w oczy chłopca z czymś na wzór zrozumienia. Pogłaskał
młodego półsmoka po głowie i położył się obok niego.
-
Ale...
-
Sam nie zaśniesz, a twój ojciec nie darowałby mi, jakbym Cię
teraz zostawił bez żadnych odpowiedzi.
W
dziecięcym umyśle zaczęło kołować się od kolejnych pytań,
począwszy od tego skąd on może wiedzieć, że nie zaśnie, a
skończywszy na tym, kim jest jego ojciec i czemu nie może go
spotkać.
-
Po kolei dobrze? - Laune spojrzał na niego z uśmiechem znów
odpowiadając na niezadane pytanie. - Zacznijmy więc od początku.
Widzisz bestie różnią się od ras pochodzenia ludzkiego pod
wieloma względami. Po pierwsze jesteśmy od nich starsze, a
pierwszymi z nas były anioły, stworzone z bezgranicznej wiary i
nadziei Sheul. Idealne, piękne, mądre i co najważniejsze,
całkowicie podporządkowane woli bogów. Niestety los bywa okrutny i
w pewnym momencie wielu z pośród nich zaczęło w dziwny sposób
znikać. Tuż przed tym wydarzeniem Tena i Sheul walczyli ze sobą –
był to co prawda zwykły braterski pojedynek, lecz młodszy brat
naszego Pana został zraniony, a to co powstało z jego krwi okazało
się plugawym demonicznym pomiotem, rządnym krwii i zemsty. Bogowie
nie chcieli, by więcej z pośród Aniołów zaginęło, Sheul zaś
wiedząc w czym tkwi przyczyna, poprosił swego brata o pomoc przy
stworzeniu pierwszych Strażników. Mieli być równie potężni co
demony, a zarazem posłuszni niczym anioły. W ten sposób, dzięki
przymierzu braci powstały pierwsze smoki. I choć od tamtego czasu
minęło wiele lat a świat zmienił swój kształt, to nadal
jesteśmy bezgranicznie posłuszni bogom. Więc w momencie, gdy Pani
Gwiazd rozkazała twemu ojcu, aby pozostawił cię pod opieką Arii,
nie mógł jej odmówić, a także teraz zgodnie z jej rozkazem, ma
trzymać się od ciebie z daleka, powiedziała, że najpierw chce,
abyś spojrzał na wszystko z innej perspektywy i sam podjął
decyzję.
-
Jaką decyzję?
-
Jesteś w części smokiem, więc teoretycznie należy ci się tylko
jedno życie, całkowicie poświęcone służbie w Niebiańskiej
Wein. Jednak, jako, że twa matka oddała ci resztę swego czasu,
który jej pozostał na Shar, to jako jej dziecko wciąż możesz tu
zostać i żyć tym życiem do czasu, gdy śmierć nie zbierze swego
pierwszego żniwa. Dobrze się jednak zastanów, bo gdy podejmiesz tę
decyzję raz, nie będzie już od niej odwrotu.
Chłopiec
drgnął. Mógł poznać ojca... swoją prawdziwą mamę,
wystarczyło, że poddałby się woli Bogini... ale czy chciał?
Musiał by opuścić Lian, dziewczyny... dotychczas nie wyobrażał
sobie życia bez nich. I nawet teraz, pomimo świadomości, że nie
jest sam odczuwał pustkę.
-
Nauczył byś się żyć bez nich. A nawiązując do twojego pytania,
na polu bitwy ciężko porozumieć się w sposób werbalny, smoki
dawno temu rozwinęły w sobie dar rozumienia się poprzez samo
spojrzenie. Co prawda nie wiem, co siedzi w twojej głowie, ale wiem
doskonale co myślisz w danej chwili. W trakcie walki taka
umiejętność może uratować życie. Z czasem poznasz i tą
tajemnicę, a teraz chyba czas najwyższy na sen.
Laune
pozostał z nim do momentu gdy zmorzył go sen. W nocy wydawało mu
się, że znów słyszy głos ojca. Nie był jednak pewien, czy to
zwykłe złudzenie, czy on naprawdę wrócił. Gdy w końcu obudził
się nad ranem był w komnacie całkiem sam. Szybko pozbierał się i
wybiegł z komnaty nie wiedząc czy nie spał zbyt długo.
Sala
biesiadna była niemal pusta. Pojedyncze osoby z pośród wojowników
wstały już i zajmowały miejsce przy ławach. Chłopak od razu
rozejrzał się wokół za jakąś znajomą twarzą. Pierwszą którą
wypatrzył była Niilia, Kobieta siedziała tuż obok mężczyzny, z
którym spędziła wczorajszą noc, a na jej twarzy gościła dzika
radość. Gdy tylko jej wzrok padł na półsmoka, od razu przywołała
go do siebie gestem.
-
To była wspaniała noc i to dzięki tobie kruszyno – odpowiedziała
głaszcząc po głowie chłopaka.
Srebrnooki
nie powiedział nic, wskazał jedynie chłopcu ławę stojącą po
przeciwnej stronie stołu. Półsmok niepewnie zajął wskazane mu
miejsce.
-
Więc jesteś w połowie bestią szczenię?
Tiani
po wypowiedzeniu tych słów przyglądał się chłopcu uważnie.
-
Jestem w połowie smokiem.
-
To uczyni cię godnym przeciwnikiem w przyszłym stuleciu.
Półsmok
spuścił wzrok nieco speszony, nie wiedział, czy powinien to mówić,
ale mężczyzna sam podjął temat z którego inaczej nie był w
stanie się wyplątać.
-
Ja... nie jestem wojownikiem... moja... matka pracowała tak jak
Niliia, z moją pozycją mam prawo co najwyżej służyć, nie
walczyć...
Mężczyzna
skinął głową na znak zrozumienia i pochylił się w kierunku
kobiety, aby wyszeptać do niej kilka słów. Ta uśmiechnęła się
szczerze i niemal od razu oddaliła. Gdy tylko zniknęła z zasięgu
wzroku chłopaka, tiani pochylił się nad stołem, przybliżając
swą twarz do młodzieńca.
-
Smoki zostały stworzone po to by walczyć i bronić. Jesteś
Strażnikiem i pewnego dnia staniesz na arenie... ale to nie jest
teraz najważniejsze. Chcę cię o coś prosić chłopcze. Nie jako
dzieciaka z Domu Uciech, ale Smoka. Jesteś strażnikiem, dlatego
proszę cię, jeśli... jeśli nie zejdę z areny po którejś z
krwawych walk... to daj mi słowo, że zapewnisz bezpieczeństwo jej
i dziecku, które wkrótce się narodzi...
Chłopak
zamrugał kilkukrotnie swymi powiekami. Nikt nigdy nie prosił go o
nic takiego. Wydawało mu się to czymś dziwnym i nie na miejscu.
Ale ostatecznie Niilia lubiła go, tego dziwnego wilka o srebrzystych
oczach. Półsmok niepewnie skinął głową.
-
Jeśli coś ci się stanie, zajmę się nią...
Mężczyzna
uśmiechnął się do dzieciaka. Teraz mógł być młody i
nieporadny, ale w krótce dorośnie, a wtedy będzie godzien by zająć
się młodym wilkiem... by zająć się jego stadem.
-
Dziękuję chłopcze. Ale chyba jeszcze Ci się nie przedstawiłem.
Nazywam się Azarh na`fer z klanu Tiani z północy Labell, zwanego
wilkami zorzy. A teraz pozwól że ci wyjaśnię, jak możesz
rozpoznać mnie w trakcie walk na Arenie...
Witam, witaj,
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że dopiero teraz, ale wyjazd mi się przedłużył, a potem jak pech to pech.... brak internet...
ale teraz już jestem i och rewelacja, opisy świetnie przedstawione, aż można sobie siebie wyobrazić tam na tej arenie... aż żal mi tego małego chłopczyka, od samego początku został skazany na taki los... ale okazał się półsmokiem... mimo, że taki mały to już bardzo mądry, ciekawe czy kiedyś pozna chociaż swego ojca.... a co do tego wojownika Azarh na`fer mam nadzieję, że nie polegnie na tej arenie polubiłam go już...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko
Rewelacja super wciagajace i ciekawe;-)
OdpowiedzUsuńW końcu znalazłam czas xd Tyle informacji było w tym rozdziale, że nie jestem pewna, czy wszystkie zapamiętałam xd No i tyle dziwnych nazw, ale to nic w końcu zostaną w pamięci xd Trochę szkoda chłocpa, wydaje się nieco zahukany i niepewny siebie, no ale, że jest półsmokiem, to pewnie z tego wyrośnie xd Ja mam nadzieję, że będzie mu dane spotkać się z ojcem. No i postać, która zapadła mi w pamięć po rozdziale, to pan wilk, uwielbiam wilki <3 Mam nadzieję, że nie zginie, chociaż biorąc pod uwagę jego prośbę, to może mu się w turnieju noga powinąć ;< Pisz szybko następny rozdział!
OdpowiedzUsuńDużo weny ;)