środa, 8 stycznia 2014

Krew Przodków

   Mrok powoli ogarniający miasto był inny niżeli ten, przybywający co noc. Czerwona łuna na horyzoncie powoli gasła, zapowiadając zbliżającą się śmierć. Nocna cisza, zwykle nieprzenikniona została rozdarta przez kobiecy krzyk. Nie było w nim jednak ani krzty nadziei, tylko agonia. Unosił się nad niespokojnym miastem przez wiele godzin, aby w końcu zatańczyć swój ostatni taniec, z silnym dziecięcym krzykiem. Akuszerka trzymała w rękach niewinne dziecię, zhańbione jeszcze przed narodzinami przez swoje pochodzenie, spoglądała na ten cud natury z mieszaniną żalu, bólu i współczucia.
- Co z Aete?
Kobieta odwróciła się, aby spojrzeć w twarz właścicielce burdelu. Lian Senten stała w drzwiach czerwonej sypialni, odziana w przepiękną szatę o barwie równie błękitnej co jej oczy.
- Nie przeżyła, ale urodziła zdrowego chłopca...
Akuszerka wyciągnęła w kierunku nowoprzybyłej niewielkie ciało owinięte w prześcieradło. Chłopczyk był śliczny, swymi bystrymi, nieco wydłużonymi oczyma spoglądał na bladą kobietę, która miała być od teraz panią jego życia.
- Oddam go którejś z dziewczyn na piętrze. Przy odrobinie szczęścia same go uduszą, jak zacznie im brakować klientów. - odpowiedziała lodowato zimnym tonem.
- Ale Pani Senten... - młoda kobieta chciała protestować, lecz właścicielka znów jej przerwała.
- To dom uciech moja droga, nie dom dziecka. Uwierz mi śmierć byłaby dla niego najlepszym wyjściem, ale nie uśmiecha mi się zostanie zamkniętą przez jakiegoś bękarta dziwki.
Akuszerka westchnęła cicho, przygarniając do piersi maleństwo. Dziecko zmrużyło tylko swe niewielkie powieki i po chwili powróciło do krainy marzeń. Nie zauważyło nawet, gdy zostało przekazane pani domu.
- Może przetrwa, ale to już nie twoja sprawa Esna, oddam go którejś z dziewczyn, większość z nich marzy o dziecku, niech więc pobawią się w niańkę, a ty już wracaj do siebie.
Lian Senten odczekała, aż kobieta wyjdzie i dopiero wtedy jej chłodna maska obojętności zniknęła. Przyjrzała się chłopcu z mieszaniną miłości i strachu. Wychowała już kilku takich jak on. Zwykle nie przeżywali kilku lat z powodu swego pochodzenia, byli dziećmi prostytutek, nigdy nie mieli ojców, a mężczyźni którzy przewijali się przez ich życie nie mieli żadnego znaczenia. Bez silnego autorytetu i opiekuna mającego prawo się za nich wstawić ginęli w ponurej rzeczywistości. Lian drgnęła, głaszcząc pokrytą cieniutkimi rudymi loczkami główkę.
- Nawet nie wiesz maleństwo, że już zostałeś skazany przez życie. Bogowie kpią z ciebie, tak samo jak zakpili kiedyś ze mnie, ale ja dałam sobie radę i wierzę, że ty też możesz. A teraz czas znaleźć ci jakąś tymczasową mamkę, w końcu tu nie możesz zostać.
Kobieta spojrzała po raz ostatni na łóżko w którym wciąż spoczywała martwa Aete Shiru i opuściła pomieszczenie nakazując służbie spalić ciało...


Lian Senten wzięła głębszy oddech i spojrzała z mieszaniną współczucia i żalu na rude dziecię. Od pięciu lat zajmowała się tym malcem, a on z dnia na dzień udowadniał, że jest inny, niżeli wszystkie dzieci które przeszły dotychczas przez jej dom. Maluch był znacznie większy niż Arie w tym wieku, co tylko upewniało Lian w odczuciu, że ojciec chłopca był którymś z egzotycznych klientów Aete. W szczególności świadczyły o tym oczy i umiłowanie do płomieni. Gdyby chodziło o samą władzę nad ogniem, wzięła by go za syna jednego z pośród Mirio – władcy ognia może nie byli zbyt częstymi gośćmi w tych rejonach, ale Aete miała w śród nich stałych klientów. Jednak oni wszyscy posiadali oczy czarne niczym węgiel, a skóra wokół nich była lekko przyciemniona, według legendy strawiona przez kotłujący się w nich ogień. Zaś oczy młodzieńca były zielone, niczym młoda trawa, o przypominających kocie źrenicach i nie było wokół nich ani śladu ciemniejszej obwódki, przynajmniej kiedy nie były podbite i fioletowe.
- Co znowu narobiłeś chłopcze?
Młodzieniec skrzywił się i niechętnie usiadł na krześle wskazanym mu przez opiekunkę. Szanował kobietę, ale dobrze wiedział, jak zareaguje na jego słowa. Milczenie też nie było najlepszą opcją, ale wolał ją od kłamstwa, czy co gorsza całej prawdy.
- Wiesz że staruszek Sein zażądał odszkodowania za spaloną wiatę i przepłoszone zwierzęta?! ILE RAZY MAM CI POWTARZAĆ, ŻEBYŚ SIĘ TAM NIE KRĘCIŁ!!!
Chłopiec skulił się bardziej na krześle i zaczął ciężko oddychać, bał się, a zawsze gdy był przerażony tracił kontrolę, a to powodowało tyko kolejny wybuch złości u Lian.
- J..ja .. zapłacę...
Kobieta spojrzała na chłopaka z wyrzutem, wielokrotnie już słyszała te słowa, ale wiedziała, że nie mają pokrycia. Chłopak nie był ładny, ciągle się w coś pakował, a gdyby nie fakt że jego ciało leczyło się same pewnie już wielokrotnie byłby martwy. Mały, niezdarny i pyskaty – tak określały go jej pracownice, ale dała sobie słowo, że nie zostawi go samego, nie dopóki nie będzie w stanie sam stanąć na własnych nogach i się sobą zająć. Nawet jeśli kosztował ją więcej, niżeli zakładała.
- To twój ostatni wybryk chłopcze, teraz idź się umyć, po kolacji pomożesz nowym klientom odnaleźć się w tym labiryncie.
Chłopak skinął głową niemal od razu wybiegając z pomieszczenia. Lian pozostawiona samej sobie znów zaczęła rozmyślać, naprawdę chciała mu pomóc, ale nie wiedząc kim jest niewiele mogła zrobić. Wyszła na balkon z widokiem na główny plac targowy i zaczęła przyglądać się ludziom wędrującym pomiędzy uliczkami. Nie wiedziała jak długo tak stała. W myślach przypominała sobie nazwiska mężczyzn przechodzących obok jej przybytku i udających, że jej nie rozpoznają, tylko po to, aby wrócić po zmroku do jej przybytku. W końcu z zamyślenia wytrącił ją niezwykły widok. Dwa smoki, jeden o seledynowej łusce, drugi jasno czerwonej, przelatywały nad miastem. Mimo woli kobieta cofnęła się do środka, nie lubiła tych gadów, zawsze raz do roku przylatywali i przedłużali pakt z miastem, niby czuwały nad bezpieczeństwem, ale tak naprawdę była to wymówka, aby się zabawić kosztem mieszkańców. Lian nieco zniesmaczona ich hipokryzją owinęła swe ciało w czarny płaszcz i zadrżała. Nie wiedziała, czemu wcześniej nie pomyślała o tak oczywistym rozwiązaniu. Wybiegła ze swojego pokoju, przechodząc przez labirynt korytarzy i zaułków, tylko po to, aby zatrzymać swe kroki na przeciw biura swego wspólnika. Nie pukała, bo wiedziała, że jest ono puste, od razu podbiegła do półki i sięgnęła po listę dziewczyn wynajętych przed sześciu laty do pałacu, aby zabawiać te bestie... tak jak myślała, ostatnie nazwisko na liście dawało odpowiedź na jej pytanie. W karcie gości Aete Shinu nie mogła jej znaleźć, bo akta gości nie są sporządzane skrupulatnie, w szczególności gdy w grę wchodzą tak niezwykłe stworzenia jak smoki...
- Lian ? Co ty tu robisz?
Kobieta odwróciła się automatycznie, aby spojrzeć w nieco pucułowatą twarz swego dawnego sponsora, a obecnego wspólnika.
- Szukałam odpowiedzi i w końcu ją znalazłam. Nasz malec to półsmok...
Mężczyzna był nieco zaskoczony, dopiero po chwili pojął o co jej chodzi.
- Mówisz o synu Aete?
- Tak...




Po opuszczeniu Lian chłopiec od razu zajął się swoimi obowiązkami, nie chciał być większym problemem dla tej kobiety, niżeli musiał. Ostatecznie miał dach nad głową, wyżywienie i możliwość częściowego wykształcenia – a to i tak wiele jak na jego obecny status. Co prawda pomimo tego wszystkiego nie miał nawet imienia, bo Lian zakazała jego czasowym opiekunką nadać je mu, ale to nie było ważne. W tym anonimowym tłumie mężczyzn i kobiet sprzedających swe ciała i tak nie miało by to większego celu. Wszyscy tu byli numerami, gatunkiem i preferencjami, a imiona niczego nie zmieniały. Po kilku godzinach ciężkiej pracy, gdy upewnił się, że wszystko zrobił, tak jak Lian sobie by tego życzyła, mógł sobie pozwolić na chwilę odpoczynku.
Niemal od razu skierował swe kroki w kierunku schodów. Na czwartym - ostatnim piętrze, poza luksusowymi sypialniami znajdowała się także jedna wspólna sypialnia dla osób które aktualnie nie przyjmowały klientów, tam też zwykle spał syn Aete. Jednak aby dostać się do tamtego pomieszczenia musiał najpierw minąć gabinet Lian – niemal zawsze życzył jej dobrej nocy zanim sam kładł się spać. Tym razem drzwi do jej gabinetu były uchylone, a z za nich dobiegały odgłosy tłuczonego szkła.
- Lian, może w końcu się nieco uspokoisz? Wiem, że cesarz...
- Nie wspominaj mi nawet o tym durniu Genvi! To czystokrwisty bałwan, który myśli, że skoro ma władzę może wszystkimi rządzić! To zwykły...
- Może zamiast obrażać go, powiesz mi najpierw co się stało?
Głosy dobiegające z za drzwi na chwilę ucichły, gdy Pani Senten odezwała się ponownie była już znacznie spokojniejsza.
- Poszłam... poszłam powiedzieć mu o tym co odkryłam, prosić o dostęp do ksiąg, tak jak ci mówiłam... w końcu ojciec Aete, nawet jak nie chce się do tego przyznać i tak ma prawo wiedzieć kim, czym jest jego wnuk... zaczęłam jak zawsze od obietnicy, że go nie zdradzę i poprosiłam, aby chociaż nadał dziecku imię... mimo wszystko już chyba najwyższy czas, aby to zrobił... wiesz co powiedział?! Że chłopak mieszkając tu nie potrzebuje go!? ... no cóż, jakoś to strawiłam, powiedziałam mu o smokach i o tym, że sześć lat temu Aete usługiwała im w trakcie negocjacji, ale aby mieć pewność, że to dziecko smoka to potrzebuje więcej danych...
- Odmówił ci?
Kobieta prychnęła, jakby urażona samą sugestią.
- Mnie się nie odmawia Genvi i ten stary cap dobrze to rozumie. Nie on z uśmiechem na ustach zaprowadził mnie do biblioteki , ON DOBRZE WIEDZIAŁ, ŻE NIC NIE ZNAJDĘ, BO TAM NICZEGO NIE MA...
- Więc co teraz...
- Jeszcze nie skończyłam. Gdy ponownie do niego przyszłam powiedział, że smoki przybyły aby powiadomić go o zbliżającym się Święcie Dann...
- Miesiąc krwi...
- Powiedział, że pozwolą mi skorzystać z biblioteki świątynnej jeśli zapewnię rozrywkę dla wojowników w trakcie święta...
Chłopiec przez cały czas z uwagą przysłuchiwał się całej rozmowie, wiedział, że chodzi o niego, choć nie do końca wszystko rozumiał. Przybliżył się do drzwi, aby usłyszeć co jeszcze mają do powiedzenia właściciele tego przybytku, ale niechcący pchnął drzwi które otwarły się ukazując siedzącym w pokoju jego obecność.
Mężczyzna skrzywił się widząc dzieciaka. Już wcześniej był skołowany, ale świadomość, że mógł słyszeć zbyt wiele dodatkowo go niepokoiła. Lian zaś sączyła powoli wino z kieliszka i przyglądała się chłopcu, jakby zastanawiając nad kolejnym ruchem. W końcu odstawiła kieliszek i podeszła do dziecka.
- Chciałeś czegoś?
- Ja... - dzieciak był nieco zaskoczony tym pytaniem, dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że oboje, zarówno właściciel, jak i jego opiekunka czekają na dalszą część wypowiedzi. - Czym jest Święto Dann i o jakiej świątyni mówiłaś Pani Senten?
Kobieta uśmiechnęła się. Nie miała pewności czy dzieciak usłyszał to o czym mówili wcześniej, czy po prostu nie zrozumiał, ale nie mogła poruszyć tematu, nie mając pewności.
- To wielkie Święto. Odbywa się raz na każde stulecie i zaproszeni są na nie wszyscy wielcy panowie i władcy. Odbywa się ono w Świątyni Gwiazd, na zachód stąd. W trakcie jego obchodów trwa wielki turniej...
- I to jego uczestnikom będą służyć twoi pracownicy?
Kobieta uśmiechnęła się do dziecka niczym matka do zbyt dobrze poinformowanego dziecka, z mieszaniną dumy i żalu – że dorosło tak szybko.
-Tak... chciałbyś... pojechać tam ze mną? Jest szansa, że w końcu poznałam kim był twój ojciec i być może będę w stanie ci pomóc z twoimi... zdolnościami.
Chłopiec uśmiechnął się i objął stojącą przed nim kobietę.
- Więc.. to co mówiłaś o tym smoku..
- Mogę cię prosić, abyś zapomniał o tym co mówiłam?
- To przez mojego dziadka tak? Nie martw się, wiem, że nie mam prawa do rodziny, poza matką.
Lian uśmiechnęła się smutno w jego kierunku i przytaknęła.
- Przykro mi.
- Nie ważne, mam przynajmniej was...to kiedy wyjeżdżamy?


Dla chłopca był to pierwszy raz gdy opuścił miasto. Pierwsze dni jazdy konnej wydały mu się niezwykle ekscytujące. Nowa okolica i wciąż zmieniający się krajobraz bardzo go zauroczyły. Aż trochę żałował, że nie potrafi malować jak niektóre z dziewczyn. Zawsze podziwiał rysunki i szkice Eili, która w swoim życiu widziała bardzo wiele różnych miejsc i niemal każde uwieczniła za pomocą węgla i płutna. Trzeciego dnia podróży zaczął odczuwać zmęczenie z niekończącej się w jego mniemaniu podróży. W końcu o świcie czwartego dnia w oddali zaczął majaczyć kontur Pałacu Gwiazd, zwanego czasami Świątynią Gwiazd, gdyż zbudowano go dla wielkiej Bogini Asheri przed wielu laty. Lian zrównała swego rumaka z koniem na którym jechał chłopak.
- Piękna prawda? - zapytała się spoglądając na majaczące w śród mgły kontury budowli. - Została wybudowana na szczycie Góry Ney`r, specjalnie dla bogini Asheri, córy Boga Sheula, największego z wielkich. To niezwykła Istota, równie czuła i opiekuńcza, co surowa i nieustępliwa. To ona zapoczątkowała Turniej i Święto Dann, no i samodzielnie prowadzi go, za każdym razem w towarzystwie największych koronowanych głów naszego świata, stulecie za stuleciem.
- Czy widziała Pani ją kiedyś Pani Senten?
Kobieta uśmiechnęła się ciepło do chłopca, prawą dłonią poprawiła opadający na jej twarz blond lok.
- Nie. Nikt poza świtą królewską, wojownikami turnieju, boginią i jej sługami nie ma prawa wstępu do Świątyni Gwiazd w trakcie Święta, a dobrze wiesz że nie do końca dogaduje się z Cesarzem...
Chłopiec skinął głową i uśmiechnął się lekko do swej opiekunki.
- To jednak coś dobrego wynikło z tajemnicy mojego pochodzenia, przynajmniej będziesz mogła ją zobaczyć...
Kobieta uśmiechnęła się do chłopca i pogłaskała go po głowie.
- Teraz najważniejszym jest dowiedzenie się czegoś o smokach, musisz nauczyć się panować nad płomieniami, to nasz priorytet, reszta to tylko dodatkowy bonus.
Dziecko skinęło głową i spojrzało ponownie na pałac, który coraz wyraźniej wyłaniał się z pośród mgły.


Chłopak nie mógł się nadziwić wyrzeźbionym wszędzie figurom smoków, plac za bramą wydawał się przez nie pełny, choć nie było na nim żywego ducha, nie licząc cesarskiej świty która dopiero przybyła na miejsce. Dla niewielkiego dziecka które czuło się małe w niewielkim mieście, to miejsce wydało się ogromne i przerażające. Nie zauważył kiedy do Lian podszedł dziwnie wyglądający mężczyzna. Był niezwykle wysoki, znacznie wyższy od mężczyzn i kobiet z którymi dotychczas miał okazję rozmawiać, pomimo luźnych szat przypominających kapłańską tunikę widać było, że jest on wojownikiem. Świadczyły o tym nie tylko blizny na dłoniach i karku, ale także postawa jaką sobą reprezentował. Nie jednak to przyciągnęło uwagę chłopca a oczy. Złoto-szare oczy ze źrenicą zwężającą się nie regularnie niczym u jaszczurki i otoczonymi seledynową łuską, która jaśniała i stapiała się ze skórą na wysokości policzków.
Był to pierwszy czystokrwisty Smok którego udało mu się spostrzec. Zwał się Laune i miał być ich przewodnikiem w Pałacu Gwiazd.
- Pani Lian Senten - Ukłonił się nisko przed opiekunką chłopca. - Od dziś będę towarzyszył Pani i Pani podopiecznym. Mam zadbać o wasze bezpieczeństwo i dopilnować by wszystko odbyło się bezproblemowo.
- Dziękuję. Za ile rozpocznie się Ceromonia?
- W krótce Pani Senten, wasza loża znajduje się w trzecim sektorze, więc jeśli pozwolisz, to zaprowadzę was na miejsce.
Lain skinęła głową, gdy tylko smok odwrócił się kierując w stronę ogromnych drzwi chwyciła chłopca za jego drobną dłoń i pociągnęła za sobą. Bała się mężczyzny który ich prowadził, ale w tej chwili była gościem, jak długo stosowała się do zasad, ani jej, ani reszcie jej dziewcząt i chłopców nie groziło żadne niebezpieczeństwo.
Nie tylko chłopak był pod wrażeniem długich korytarzy i przestronnych sal przez które się przemieszczali, praktycznie wszyscy pracownicy Lian przyglądali się z zachwytem niezwykłemu otoczeniu, które naprawdę przywodziło na myśl granatowe niebo obsypane tysiącem żarzących się gwiazd. Laune otwarł ostatnie z drzwi i oczom wszystkich ukazało się wielkie koloseum. Niemal wszystkie loże były wypełnione przez istoty przeróżnych nacji i ras. Jedynie jedna loża, w której znajdowało się czternaście wielkich ozdobnych tronów, była pusta.
- Ceremonia zacznie się gdy władcy Shar i Szlachetna Asheri zajmą swe miejsca w pierwszej loży, lecz jeśli chcecie, to już teraz możecie przyjrzeć się wojownikom, w krótce ostatni zajmą swe miejscem i zgodnie z tradycją ma Pani przybędzie na ich wezwanie.
Chłopiec był jednym z pierwszych który podeszli do barierki odgradzającej loże od areny na której miały odbywać się walki. Widok był niezwykły. Cała podłoga pokryta była materiałem przypominającym taflę wody pokrytą szkłem, tysiące pochodni i migoczących magicznych płomieni odbijało się w niej sprawiając że materia pod spodem krążyła w nieregularny sposób wokół znajdującej w niej krwisto czerwonej mazi o kształcie koła o promieniu mniej więcej pięciu metrów. Wokół niego, wzdłuż czarnego, regularnego okręgu stawali wszyscy, którzy odpowiedzieli na wezwanie do Turnieju. Chłopak z szeroko otwartymi oczami patrzał na wojowników i wojowniczki różnego pochodzenia ustawionych w kręgu. W niektórych z pośród nich rozpoznawał Arie i Riddan – najpopularniejsze z pośród czystokrwistych ras w owych czasach. Rozróżnił kilku z pośród Mirio – ognistego ludu północy, a także mieszańców takich jak ludzie czy różni zmiennokształtni.
Ostatni na arenę wkroczył mężczyzna w krwawo czerwonej zbroi, której hełm zasłaniał całkowicie jego twarz, tak, że nie sposób było go zidentyfikować. Mężczyzna stanął w wolnym miejscu w kręgu, ściągnął rękawicę i schylił się po coś. Po chwili w jego dłoni pojawił się czarny sztylet. Bez najmniejszego zawahania przeciął skórę na swym nadgarstku i pozwolił by krople spłynęły na przeźroczystą posadzkę, a te niemal natychmiast podążyły do środka, karmiąc swą krwią czerwoną maź, tuż za nim podążyli pozostali członkowie powtarzając ten rytuał, następnie mężczyzna w czerwonej zbroi odezwał się pewnym siebie, silnym głosem.
- Pani Asheri, Wieczny Kwiecie, Gwiazdo Wojowników i Strażniczko tej Ziemi, Wojownicy oddają ci cześć i upuszczają swej krwi karmiąc Pieczęć Życia i składając z siebie ofiarę. Pani zaszczyć nas obecnością swoją i pokaż swemu ludowi, że Ofiara ta jest jedyną słuszną.
Gdy skończył mówić skierował swą twarz w kierunku pierwszej loży, wraz z nim uczyniło to całe koloseum.
Pierwsza loża różniła się od innych tym, że szerokie pasmo schodów prowadziło wprost z niej na plac, teraz w tajemniczy sposób na jednym z niższych stopni znalazła się niezwykle piękna istota o skrzydłach z przeźroczystych piór przytwierdzonych do jej placów i mlecznobiałej skórze, przez którą zdawało się przechodzić światło niczym przez papier. Istota owa uniosła dumnie głowę ze swymi jaśniejącymi niczym złoto włosami w których również, nawet z daleka było widać błyszczące pióra. Twarz jej wyglądała jakby należała zarazem do niezwykle urodziwego młodzieńca, jak i prześlicznej niewiasty. W białych szatach wyglądała niezwykle eterycznie i zdawało się że zniknie gdy tylko odważysz się przymknąć swe powieki.
- To anioł – powiedział Smok stojący teraz tuż przy chłopcu. - Służą Bogom, choć czasem opiekują się także rannymi smokami. Na tej Ziemi jest ich niezwykle mało, więc nic dziwnego, że jesteś tak zaskoczony ich widokiem.
Teraz dopiero doszło do chłopca że musi wyglądać bardzo dziwnie z szeroko rozwartymi ustami i lekko zaróżowionymi policzkami. Starał się pozbierać, lecz nim udało mu się wyjść z tego dziwnego transu anioł przemówił głosem najsłodszym i najprzyjemniejszym, jaki kiedykolwiek miał możliwość słyszeć.
- Wielebna Asheri z rozkoszą wysłucha waszej prośby i wraz ze szlachetnymi panami tej ziemi przybędzie na wasze wezwanie.
Na te słowa drzwi znajdujące się tuż za tronami otwarły się, a przez nie przeszedł wysoki ciemnowłosy mężczyzna, o delikatnym zaroście i groźnych rysach twarzy. Ubrany był w czarną odświętną zbroje, która zdobieniami dalece przewyższała te, w których znajdowali się wojownicy stojący w kręgu. Na zbroi i widniał wyraźny symbol Krwawego Wilka.
- Cesarz Labell, ziem Sydii, Norinn, Senedu, władca Riddan, Senea Tsude.
Po słowach Anioła mężczyzna ukłonił się i zajął jeden z czterech tronów przyozdobionych szkarłatem.
W tym momencie w loży znalazł się kolejny mężczyzna. Wyglądał jak całkowite przeciwieństwo swego poprzednika. Szczupły i niezwykle wysoki, odziany w błękitno białe szaty, jego skóra przypominała lodowatą biel, będącą wręcz przerażającym kontrastem w porównaniu z ciemną, wręcz ziemistą skórą Riddańskiego władcy. Ze swego miejsca chłopak dokładnie nie widział jego oczu, lecz wydawały mu się białe niczym dwa zmrożone diamenty, zaś jego włosy sięgające do połowy pleców wyglądały jak cienkie sople lodu. Zarówno jego wygląd jak i postawa, a w szczególności niewzruszona twarz przypominały chłopcu nieprzyjemny lód.
- Wybrany przez Białą Panią, na reprezentanta Gór Senery i Ośnieżonych szczytów Neyan, Redia Dei`nar z doliny Derion
Mężczyzna skinął głową ledwo zauważalnie w stronę wojowników i zajął jeden z dwóch białych tronów.
Chłopiec patrzał z przerażeniem na kolejnego przybyłego. Nie mógł nawet zidentyfikować czy jest to mężczyzna czy kobieta, gdyż postać cała była pokryta płomieniami, gdy te nieco zmalały ujrzał tylko czarne oczy i spalone obwódki, w krótce jednak postać znów zajęła się ogniem i widoczne były tylko płomienie.
- Władna Krain Shener, Isak, Neruny i Denersi, Pani w śród Mirio, Rehin Neresen
Istota zajęła miejsce obok stojącego w środku szklanego tronu, a jej miejsce, tak jak i trzy inne zdobiła czerń.
Następna do loży wkroczyła Aria i tego chłopiec był pewien, zielone szaty, skóra nieco ziemista, lecz jaśniejsza niżeli ta Riddańska, włosy w odcieniu miedzi a pomiędzy nimi poprzetykane złote liście. Do tego niewysoki wzrost i coś co wszyscy nazywali radosnym nastawieniem Arii, promieniujące nawet od tego osobnika, który nie uśmiechał się, a jedynie sztywno kroczył w stronę środka loży.
-Cesarz Ararii, Sercii i Ziem Meraku, Władca Arii – Sario Dern.
Chłopiec zamrugał kilka razy patrząc jak mężczyzna ze sztucznym uśmiechem kłania się przed wojownikami, mimo woli z jego ust wydobyło się jedno słowo.
- Dziadek...
Gdy zorientował się co powiedział, zakrył swe usta i starał się niespostrzeżenie rozejrzeć, czy przez przypadek ktoś go nie słyszał. Stojący najbliżej Laune uśmiechnął się tylko do chłopaka szczerze i przyłożył palec wskazujący do swych ust, nakazując chłopcu milczenie.
Ostatni z władców zajął już zielony tron i zdawało się, że tak jak cała reszta wypatruje czegoś w czarnym sklepieniu pomieszczenia.
Niemal w tym samym momencie całe koloseum wypełnił ryk bestii. Szkarłatny smok wyłonił się z ciemności i przeleciał nad publicznością aby położyć się na posadzce przed tronami. Dopiero teraz większość osób zauważyła, że miał na grzbiecie dodatkowy balast.
Kobieta wyglądała niezwykle, jej czarne niczym smoła włosy zostały upięte w wysoki kok który przyozdobiono świeżymi kwiatami i kryształami mieniącymi się niczym gwiazdy. Twarz miała drobną, o niezwykle delikatnych kobiecych rysach. Ponadto nawet z dalszych lóż można było dostrzec jej oczy, ogromne zielone kryształy pełne mocy i pasji, a całość przyodziana w jasną skórę podobną do tej anielskiej. Miała na sobie skórzaną zbroję, bardzo dobrze podkreślającą jej idealne kobiece kształty. W owym momencie w całym koloseum nie było chyba ani mężczyzny, ani kobiety potrafiącej oderwać od niej swój wzrok.
Kobieta zsiadła ze smoka, który w momencie przybrał ludzką formę i stanął za jej kryształowym tronem gotów służyć na choć jedno jej skinienie.
Ona jednak nie podeszła do tronu, zeszła po schodach, podeszła najpierw do anioła i położyła na jego ramieniu swą dłoń, ten ukłonił się jej nisko i od razu podreptał aby zasiąść u stóp szklanego tronu. Bogini nie wycofała się, wkroczyła na sam środek areny i uklękła. Wyciągnęła dłoń i wyszeptała kilka słów a czerwona maź zaczęła uciekać z naczynia w którym ją uwięziono i zawijać się pasmami na jej dłoni. Po chwili wszystko ustało a na jej otwartej dłoni leżała pieczęć podobna do tej znajdującej się pod jej stopami, różniąca się jedynie wielkością.
- Oto Pieczęć Życia która ofiarowana zostanie zwycięscy. Każdy z was w przeciągu najbliższych dni stanie do walki i co najmniej raz będzie ryzykował własnym życiem, aby ją zdobyć. To wielkie odznaczenie, ale również wielka odpowiedzialność, ale wierze, że jeden z was jest godzien ją zdobyć. A teraz – Dodała unosząc pieczęć w górę. - Walczcie i gińcie dla boskiej chwały, niech turniej się rozpocznie.
Gdy tylko wypowiedziała te słowa wszyscy wojownicy odsunęli się aż do samych ścian loży, ci których twarze były dotychczas odkryte zakryli je maskami lub hełmami, większość jednak uczyniła to wcześniej, oczekując na nadejście Bogini, lub też jeszcze przed wejściem na arenę.
Teras na samym środku areny pojawił się drugi anioł. Wyciągnął długi miecz przed siebie dzierżąc go w prawej dłoni i skierował go w kierunku szklanego tronu, na którym siedziała Bogini. Gdy ta skinęła głową na znak, że może już zaczynać, anioł zaczął poruszać się powoli wokół własnej osi wskazując mieczem wojowników. W pewnym momencie zatrzymał się i opuścił nieco w dół ostrze, zaś wojownik na którego wskazał wykroczył przed szereg. Anioł zaczął ponownie się poruszać wybierając drugiego uczestnika pierwszej walki.
Chłopiec jednak niezbyt przejmował się w tej chwili tym co działo się na arenie zajęty słuchaniem smoka.
W momencie, gdy Bogini pokazała pieczęć chłopak uniósł swój wzrok w kierunku Laune.
- Czym jest Pieczęć Życia?
Smok uśmiechnął się lekko do chłopca i klęknął u jego boku zrównując się z nim wzrokiem.
- To dość długa historia, sięga początków istnienia Shar i jest genezą pierwszego Święta Dann. Część ceremonialna już się zakończyła, więc mogę ci ją odpowiedzieć, jeśli tego chcesz.
Chłopiec skinął głową na znak zgody. Wszystko co go otaczało wydawało mu się nowe i nierealne, chciał poznać choć część tajemnicy kryjącej się za tym co właśnie się działo na arenie.
- Widzisz kiedyś istniała tylko Jedna Ziemia, zamieszkiwały na niej zarówno Anioły, Smoki, Demony oraz bogowie i ludzie. Nie istniało w tedy coś takiego jak różne rasy, śmierć, podziały. Każdy był równy, a każda istota, każdy kwiat, zwierzę, kropla wody, czy płatek śniegu miał swą duszę i świadomość. Panem i władcą całej Ziemi był niepodzielnie Sheula, wspierany przez swego brata Tenę i córkę Asheri. Niestety w pewnym momencie Boski Tena zapragnął władzy swego brata. Smoki sprzymierzone z boską Asheri wygnały go z pałacu i złotych ziem. Natchniony Sheula widział jednak w tym nie koniec, a dopiero początek wielkiej rzezi. Nim ona nastała nakazał swej córce stworzenie armii gotowej odeprzeć atak Bestii wzmocnionych wiarą w tyrana. Ona zaś posłuszna jego słowom zorganizowała pierwszy Turniej w miesiącu Dann. W jego trakcie Asheri spostrzegła pewne zależności i nadała odrębność pierwszym z pośród Ras. Wojowniczych i okrutnych, lecz honorowych i oddanych bez reszty swej sprawie nazwała Riddanami. Dumni magowie z lodowych szczytów i dolin zdobyli miano Redii. Niezwykle niebezpieczni magowie ognia, w których sercach gościły już tylko powoli trawiące ich płomienie ochrzciła mianem Mirio. Zaś żyjących w zgodzie z naturą i używających leczniczych zdolności roślin ludzi używających magii jedynie w ostateczności ochrzciła mianem Arii. Poza nimi pojawili się też i tacy którzy bardziej podobni byli już zwierzętom niżeli ludziom, stali się tak zwanymi zwierzęcokształtnymi, choć tylko niektóry z nich potrafią zmieniać kształt. Asheri znając ich słabe i mocne strony stworzyła niemal niezwyciężoną armię i stawiła czoło swemu wujowi, aby ochronić ziemie nieskalane jeszcze przez mrok. W końcu po wielu latach niekończącej się walki Sheul znalazł sposób, aby zapewnić bezpieczeństwo ludziom, nowopowstałym rasom i Bogom. Sam pochwycił swego brata i związał go z czarną pieczęcią znaną jako Pieczęć Zniewolenia. Pochłania ona czarną krew Teny i wytwarza barierę uniemożliwiającą przekroczenie granicy Odchłani Neren. Taka sama, tylko że biała pieczęć znajduje się w Niebiańskiej Wein, jest to Pieczęć Ofiary katrmiona nektarem z Drzewa Życia przez samego Sheula. Ostatnia zaś krwawa Pieczęć Życia, znajduje się pod podłogą Areny i karmi się dobrowolną ofiarą z krwii. Bariery stworzone przez te pieczęcie są niemożliwe do przebycia przez większość istot. Jedynie Smoki mogą bezkarnie podróżować pomiędzy barierami.
- A Bogini Asheri?
Smok uśmiechnął się ciepło do chłopca.
- Bystre z ciebie dziecię. Pani jest tylko w połowie boska, jej matka była tak jak my smokiem.
- My?
- Wiesz o co mi chodzi. Tak czy inaczej pieczęć potrzebuje krwi, a Święto Dann zapewnia mu jej odpowiednią ilość. W szczególności. iż każdy kto pozwoli, by choć kropla jego krwi znalazła się w pieczęci oddaje swą duszę w imię ochrony bariery.
- A.. ci którzy umierają w turnieju?
- Rodzą się na nowo w Niebiańskiej Wein i służą jako obrońcy barier. Ich los już na zawsze związany jest z obroną Niebiańskiej Wein i strażą nad upadłym Teną.
Chłopiec chciał zadać kolejne pytanie, lecz smok zakrył jego usta dłonią wskazując na czerwone sztandary które wniesiono na arenę.
- Jeden z wojowników w tej walce poniesie śmierć. Puki możesz, unikaj oglądania tych walk. W twoim wieku nie powinno oglądać się większej ilości śmierci niżeli to konieczne. Lepiej idź z Lian do biblioteki.
Dziecko spojrzało na stojących na arenie wojowników, wiedział, jaki los ich czeka.
- Skoro wiedzą, że umrą, to dlaczego chcą walczyć?
Laune uśmiechnął się i bezwiednie zerknął w kierunku pierwszej loży.
- Dla Asheri... dla niej i dla całego Shar. By utrzymać podział i spokój tej ziemi.
Chłopak skinął tylko lekko głową i wycofał się ostatecznie z loży. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły wokół zapanowała przeraźliwa cisza. Dziecko dla którego hałasy koloseum zdawały się być czymś normalnym i naturalnym czuło się dziwnie obco w tej pustce. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że nie zapytał się smoka jak ma znaleźć drogę do biblioteki. Nim jednak odwrócił się w stronę z której przyszedł, jedne z bocznych drzwi otwarły się same ukazując długi rozgwieżdżony korytarz. Wiedział, że powinien się wycofać, ale jakiś wewnętrzy głos podpowiadał mu, że przecież w Pałacu nie może się zgubić.
Kroczył powoli przez kolejne pomieszczenia, instynktownie wybierając drogę. Gdy nie był pewny zatrzymywał się na chwilę, a drzwi w magiczny sposób stawały się przed nim otworem. W końcu udało mu się dotrzeć do miejsca przeznaczenia.
Pomieszczenie biblioteki było ogromne. Zajmowało pięć poziomów oddzielonych od siebie podłogami ze szkła , zaś przez każdy prowadził labirynt półek pełnych najróżnorodniejszych ksiąg. Chłopak z zachwytem patrzał na pomieszczenie, od zawsze z chęcią chłonął wiedzę. Lian zawsze mówiła mu że jest jedynym z jej dzieci które tak szybko i sprawnie opanowało czytanie i pisanie. Teraz patrząc na te zakurzone tomy i postacie zwolna snujące się po każdym z poziomów nie mógł wprost uwierzyć swym oczom. Nie zauważył nawet gdy zakapturzona postać podeszła do niego i ukłoniła się nisko. Dopiero jego słowa, wypowiedziane w dziwny, bezbarwny i niekształtny sposób obudziły chłopca.
- Pani Lian jest na trzecim piętrze, przegląda księgi pisane o Bestiach. Wydaje się szukać wiedzy o smokach.
Zielone oczy malca zabłysły, skłonił się nisko w podziękowaniu i podszedł w kierunku widniejących pomiędzy dwoma regałami spiralnych schodów. Powoli, z bijącym coraz szybciej sercem przemierzał kolejne stopnie i kondygnacje. W końcu, po minutach dłużących się niczym całe lata dotarł do celu. Lian stała odwrócona do niego tyłem, w dłoni trzymała księgę i pochłaniałą wzrokiem jej kolejne wersy.
- Pani Senten? - odezwał się podchodząc bliżej do swej opiekunki.
Kobieta oderwała wzrok od tekstu i spojrzała na chłopca z ciepłym uśmiechem.
- Myślałam, że patrzysz na walki? Nie podobało ci się?
- Nie o to chodzi, wnieśli czerwone sztandary i Smok powiedział, że powinienem wyjść...
Kobieta skinęła głową. I wskazała na półkę z której zabrała swoją książkę.
- Chyba miał rację, książki bardziej przystoją dziecku niż oglądanie krwawych potyczek. To dział dotyczący smoków, jeśli chcesz to te z trzeciej i czwartej półki są napisane w zrozumiałym dla ciebie języku, reszta to głównie teksty w języku Smoków i Riddan. Swoją drogą zaskakujące, że jako jedyna z ras czystych prowadzili własne badania na temat tych Bestii.
- Pewnie po to aby wykorzystać je do walki...
Kobieta skinęła głową podając chłopcu jedną z książek które przeczytała już pobieżnie.
- Raczej zniewolić, ale te Bestie są jedynie posłuszne Bogom.
Chłopiec przyjął księgę i w ciszy zaczął czytać stronę po stronie, coraz bardziej przekonany, że jego ojciec był jednym ze Smoków.
- Nie mam łuski...
Zauważył czytając dziesiątą z kolei stronę. Lian uniosła na niego wzrok a on zaczął czytać na głos.
- "Smoki w ludzkiej postaci łatwo rozpoznać po tym, że ich ciała są pokryte twardą łuską w odcieniu przypominającym skórę, jedynie łuski znajdujące się wokół oczu, nadgarstków i goleni mają barwę smoczej łuski w jego naturalnej fomnie..."
Kobieta skinęła głową, przewertowała kilka stron z księgi którą dopiero co otworzyła i podsunęła chłopcu.
- " Młode Smoki należące tylko częściowo do Bestii i posiadające w swych żyłach krew innych ras ludzkiego pochodzenia są niemożliwe do sklasyfikowania, zwykle dopiero w momencie gdy Bestia zaczyna dojrzewać pojawiają się na jej skórze świerzbiące zaczerwienienia, zaś po całkowitym złuszczeniu się naskurka jego miejsce zajmuje świeża smocza łuska. W zależności od stopnia pokrewieństwa i związku z innymi humanoidami skóra zaczyna się łuszczyć od siódmego, dwunastego roku życia...." Ciekawe czy ciągłe obdarcia i rany nie przyśpieszają procesu...
Kobieta spojrzała na chłopca z zaskoczeniem. Czyżby jej czegoś nie powiedział? Dzieciak jakby rozumiejąc jej obawy odsłonił lekko zaczerwieniony łokieć.
- Dopiero wczoraj zaczął swędzieć... Nie chciałem Pani martwić...
Lian uśmiechnęła się do chłopca i bliżej przyjrzała się zaczerwienionej skórze, przejechała po niej dłonią, zaś pod palcami z trudem wyczuła jeszcze delikatną łuskę.
- Więc teraz jesteśmy pewni, że twój ojciec, choć częściowo był smokiem.
Chłopiec uśmiechnął się ciepło do kobiety, teraz już oboje byli pewni, że są we właściwym miejscu. Malec chciał zajrzeć ponownie do księgi, lecz Lian zabrałą ją z jego rąk.
- Walki już pewnie się zakończyły, powinnyśmy dołączyć do reszty i zadbać o towarzystwo dla wojowników.


Laune z uśmiechem na twarzy powitał przybycie Lian i chłopca. Niemal od razu podszedł do nich i wskazał drogę do sali biesiadnej, gdzie mieli obecnie odpoczywać wszyscy wojownicy, którzy oczekiwali na kolejne walki. W centrum pomieszczenia płonęło wielkie ognisko, będące jedynym źródłem światła w całym pomieszczeniu. Wokół niego znajdowały się trzy olbrzymie stoły suto zastawione jadłem i napitkiem. Młody półsmok szybko zorientował się, że w sali było więcej osób niżeli wojowników na arenie. Spojrzał na Laune aby dowiedzieć się kim oni są, nim jednak zadał pytanie mężczyzna odrzekł z szerokim uśmiechem.
- Większość walczących w turnieju przeżyło już wiele bitew i dowodziło niejedną armią, to w większości ich przyjaciele i towarzysze broni. Bracia którzy nie dostąpili zaszczytu i nie stanęli na arenie z różnych powodów.
Chłopiec skinął głową na znak podziękowania, zaś wzrokiem szukał już jednej z podopiecznych Lian. W końcu udało mu się natrafić wzrokiem na gęste czarne loki siedzącej z boku kobiety. Niemal od razu skierował się w jej kierunku.
- Niilia?
Młoda dama spojrzała na chłopca swymi złocistymi oczami i z dziką radością wymalowaną na twarzy objęła go ramieniem.
- Jest i moja kruszynka. Gdzieś ty się kręcił co?
- Byłem z Lian w bibliotece... jak.. walki?
Kobieta wzięła chłopca i od razu usadziła na swoich kolanach, wskazując mu tym samym dyskretnie jednego z wojowników siedzących przy stole.
- Widzisz go? Niezwykły prawda?
Młodzik zaczął się uważnie przyglądać wskazanemu przez nią mężczyźnie. On i jego towarzysze byli znacznie wyżsi od siedzących tuż obok Arii, wszyscy odziani w luźne szaty, na które narzucili niedbale zwierzęce futra. Wszyscy byli ciemnoskórzy, a opalenizna tylko potęgowała to wrażenie. Włosy każdego były zwinięte w długie dredy, poprzeplatane różnokolorowymi ozdóbkami i piórami. Pomimo iż wszyscy wydali się chłopcu czymś niezwykłym, to musiał przyznać Niili racje, siedzący pośrodku nich wojownik był najciekawszym obiektem. Ogromna szara skóra na jego ramionach była starannie przewiązana, nie skrywała jednak gołej klatki piersiowej pokrytej czarnymi znakami i kilkoma bliznami, lecz to nie ona rzucała się w oczy pierwsza, a jego twarz. Stalowe oczy, przyglądające się otoczeniu z ostrożnością, szeroki nos i twarde rysy, na których wyraźnie odznaczały się niektóre emocje. A do tego ostre jak brzytwa kły wbijające się w podane na stół mięso. Chłopiec od razu spuścił wzrok, gdy tylko te srebrne tarcze spojrzały na niego. Dopiero teraz zauważył coś, co wcześniej mu umknęło, ciemną skórę Niili i jej pochodzenie.
- On.. jest taki jak ty...
Kobieta zaśmiała się cicho i ucałowała chłopca w tył głowy.
- Nie, on ma stado, a ja jestem tylko zabawką...
- Więc dlaczego do niego nie podejdziesz, chciałabyś go poznać prawda?
- Tak kruszynko, chciałabym... ale to nie od nas zależy z kim spędzimy tę noc...
Chłopiec przypomniał sobie o liście tkwiącej w dłoniach Lian, jeśli Niilia nie jest jeszcze przez nikogo zajęta, to wciąż ma szansę. Szybko zaczął błądzić wzrokiem po postaciach przewijających się przez pomieszczenie, dopiero po dłuższej chwili zauważył Lian w towarzystwie Laune. Ten zaś spojrzał na chłopca od razu, jakby zwabiony czyimś wołaniem i gestem ręki nazazał mu zaczekać. Szepnął coś co Lian, a ta mu odpowiedziała. W tym momencie oczy młodego półsmoka i dorosłej bestii spotkały się ponownie. Chłopiec nie wiedział czemu, lecz czół, że Laune daje mu znak, że Niili jest jeszcze wolna.
- Idź.
Kobieta spojrzała nieco zaskoczona na siedzące na jej kolanach dziecko.
- Ale kruszynko...
- Idź, jakoś załatwię to z Lian.
Niilia była nieco zaskoczona słowami chłopca. Wiedział, że zna zasady więc dlaczego? Nim jednak otrząsnęła się z szoku tuż przed nią pojawiła się ostatnia osoba którą spodziewała się ujrzeć. Srebrzystooki wojownik stał przed nią i jej kruszyną uśmiechając się w ten drapieżny sposób który ostatnio widziała, gdy została zabrana ze swego stada jako zakładnik.
- Przysłano Cię z Cesarskiego Miasta, abyś służyła nam, piękna?
Kobieta speszyła się nieco i jedynie lekko skinęła głową. Półsmok jednak nie miał zamiaru pozostawić pytania bez odpowiedzi.
- Zwą ją Niilia ri`Nera, jako jedyna z kobiet i mężczyzn Pani Senten jest jednym z wilków...
Mężczyzna warknął cicho na ostatnie stwierdzenie.
- Tiani, kruszynko, nasz lud nie przepada za potoczną nazwą...
Chłopiec ukłonił się przepraszająco, zsuwając tym samym z kolan Niili.
- Przepraszam, za moją niewiedzę, a teraz wybaczcie, Pani Senten mnie potrzebuje.
Co prawda Lian nie wołała go, ale był to najlepszy odwrót jaki mógł zastosować, aby nie zostać zatrzymanym przez speszoną kobietę. Gdy jednak znalazł się przy swej opiekunce zrozumiał, że bardzo dobrze zrobił, przychodząc jej z pomocą.
- Chłopcze pomóż mi z tymi papierkami, najlepiej weź naszych chłopców i nimi się zajmij. Dasz sobie radę, a ja i bez tego będę miała ciężki dzień.
Półsmok niemal od razu przyjął spory plik kartek i dokumentów od kobiety i zaczął je porządkować, wiedząc, że teraz czas odpracować wszystkie zdobyte dziś informacje i to z nawiązką. Bo pierwszy dzień z nowymi klientami zawsze jest najbardziej czasochłonny...


Gdy w końcu udało mu się skończyć pracę ledwo stał na nogach. Lian co prawda wciąż byłą zakopana w papierach, lecz chłopiec nie miał już siły, aby zrobić cokolwiek więcej. Pożegnał się z panią Senten i smokiem który wciąż jej towarzyszył i udał w labirynt niezwykłych korytarzy, które tym razem zaprowadziły go do jego tymczasowego lokum.
Pomimo zmęczenia i ciężkich powiek nie był jednak w stanie zasnąć. Wsłuchany w przerażającą ciszę zastanawiał się, czy zazna tej nocy choć chwilowego odpoczynku, gdy nagle usłyszał, że drzwi do jego komnaty otwierają się i do środka wchodzą dwie osoby. Ciężki krok wskazywał na mężczyzn, wskazywał na to także głos, który półsmok zidentyfikował bez większych problemów. Jednym z nieproszonych gości był zdecydowanie Laune.
- Nie wolno ci, jak Pani się dowie, to obedrze nas ze skóry...
- Na moim miejscu zrobił byś to samo, chcę tylko popatrzeć jak śpi...
Drugi z głosów również utkwił w pamięci chłopca, lecz ten nie miał pewności kiedy go słyszał, był on zdecydowanie pewniejszy, nie było w nim krztyny wahania. Półsmok nie wiedział co powinien zrobić. Leżał nieruchomo z zamkniętymi powiekami, wahając się co do decyzji.
- Zapewne, ale wiesz, że nie wolno nam się sprzeciwiać...
- Komu nie wolno temu nie wolno. Jak nie chcesz w tym uczestniczyć Laune, to wracaj do siebie.
Teraz głos dochodził już centralnie z punktu nad nim. Czuł że mężczyzna pochyla się nad nim.
- Czy to nie jest niesprawiedliwe Laune? Pierwszy raz móc spojrzeć na własne dziecko dopiero gdy te zaczyna dorastać i nie mieć prawa się do niego zbliżyć.
Słowa odbiły się echem w młodym umyśle. Czy to w ogóle możliwe. Już chciał otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje, gdy czyjaś dłoń zasłoniła mu oczy.
- Nie ruszaj się i nic nie mów – był to głos Laune, zdecydowanie podenerwowany.
Chłopak nie chciał czekać, ale silna dłoń smoka na jego ramieniu nie pozwoliła mu się ruszyć. Choćby chciał nie miał najmilejszych szans w potyczce z tym mężczyzną.
- Dlaczego? - wyszeptał tylko bezsilnie do smoka.
- To nie nasza wola tylko Pani. Uwierz, gdyby od niego to zależało, nigdy by cię nie zostawił samego, nie w takim miejscu.
Chłopak zadrżał, gdy Laune puścił go, byli już w pokoju sami.
- Więc dlaczego?
Smok spojrzał w oczy chłopca z czymś na wzór zrozumienia. Pogłaskał młodego półsmoka po głowie i położył się obok niego.
- Ale...
- Sam nie zaśniesz, a twój ojciec nie darowałby mi, jakbym Cię teraz zostawił bez żadnych odpowiedzi.
W dziecięcym umyśle zaczęło kołować się od kolejnych pytań, począwszy od tego skąd on może wiedzieć, że nie zaśnie, a skończywszy na tym, kim jest jego ojciec i czemu nie może go spotkać.
- Po kolei dobrze? - Laune spojrzał na niego z uśmiechem znów odpowiadając na niezadane pytanie. - Zacznijmy więc od początku. Widzisz bestie różnią się od ras pochodzenia ludzkiego pod wieloma względami. Po pierwsze jesteśmy od nich starsze, a pierwszymi z nas były anioły, stworzone z bezgranicznej wiary i nadziei Sheul. Idealne, piękne, mądre i co najważniejsze, całkowicie podporządkowane woli bogów. Niestety los bywa okrutny i w pewnym momencie wielu z pośród nich zaczęło w dziwny sposób znikać. Tuż przed tym wydarzeniem Tena i Sheul walczyli ze sobą – był to co prawda zwykły braterski pojedynek, lecz młodszy brat naszego Pana został zraniony, a to co powstało z jego krwi okazało się plugawym demonicznym pomiotem, rządnym krwii i zemsty. Bogowie nie chcieli, by więcej z pośród Aniołów zaginęło, Sheul zaś wiedząc w czym tkwi przyczyna, poprosił swego brata o pomoc przy stworzeniu pierwszych Strażników. Mieli być równie potężni co demony, a zarazem posłuszni niczym anioły. W ten sposób, dzięki przymierzu braci powstały pierwsze smoki. I choć od tamtego czasu minęło wiele lat a świat zmienił swój kształt, to nadal jesteśmy bezgranicznie posłuszni bogom. Więc w momencie, gdy Pani Gwiazd rozkazała twemu ojcu, aby pozostawił cię pod opieką Arii, nie mógł jej odmówić, a także teraz zgodnie z jej rozkazem, ma trzymać się od ciebie z daleka, powiedziała, że najpierw chce, abyś spojrzał na wszystko z innej perspektywy i sam podjął decyzję.
- Jaką decyzję?
- Jesteś w części smokiem, więc teoretycznie należy ci się tylko jedno życie, całkowicie poświęcone służbie w Niebiańskiej Wein. Jednak, jako, że twa matka oddała ci resztę swego czasu, który jej pozostał na Shar, to jako jej dziecko wciąż możesz tu zostać i żyć tym życiem do czasu, gdy śmierć nie zbierze swego pierwszego żniwa. Dobrze się jednak zastanów, bo gdy podejmiesz tę decyzję raz, nie będzie już od niej odwrotu.
Chłopiec drgnął. Mógł poznać ojca... swoją prawdziwą mamę, wystarczyło, że poddałby się woli Bogini... ale czy chciał? Musiał by opuścić Lian, dziewczyny... dotychczas nie wyobrażał sobie życia bez nich. I nawet teraz, pomimo świadomości, że nie jest sam odczuwał pustkę.
- Nauczył byś się żyć bez nich. A nawiązując do twojego pytania, na polu bitwy ciężko porozumieć się w sposób werbalny, smoki dawno temu rozwinęły w sobie dar rozumienia się poprzez samo spojrzenie. Co prawda nie wiem, co siedzi w twojej głowie, ale wiem doskonale co myślisz w danej chwili. W trakcie walki taka umiejętność może uratować życie. Z czasem poznasz i tą tajemnicę, a teraz chyba czas najwyższy na sen.
Laune pozostał z nim do momentu gdy zmorzył go sen. W nocy wydawało mu się, że znów słyszy głos ojca. Nie był jednak pewien, czy to zwykłe złudzenie, czy on naprawdę wrócił. Gdy w końcu obudził się nad ranem był w komnacie całkiem sam. Szybko pozbierał się i wybiegł z komnaty nie wiedząc czy nie spał zbyt długo.
Sala biesiadna była niemal pusta. Pojedyncze osoby z pośród wojowników wstały już i zajmowały miejsce przy ławach. Chłopak od razu rozejrzał się wokół za jakąś znajomą twarzą. Pierwszą którą wypatrzył była Niilia, Kobieta siedziała tuż obok mężczyzny, z którym spędziła wczorajszą noc, a na jej twarzy gościła dzika radość. Gdy tylko jej wzrok padł na półsmoka, od razu przywołała go do siebie gestem.
- To była wspaniała noc i to dzięki tobie kruszyno – odpowiedziała głaszcząc po głowie chłopaka.
Srebrnooki nie powiedział nic, wskazał jedynie chłopcu ławę stojącą po przeciwnej stronie stołu. Półsmok niepewnie zajął wskazane mu miejsce.
- Więc jesteś w połowie bestią szczenię?
Tiani po wypowiedzeniu tych słów przyglądał się chłopcu uważnie.
- Jestem w połowie smokiem.
- To uczyni cię godnym przeciwnikiem w przyszłym stuleciu.
Półsmok spuścił wzrok nieco speszony, nie wiedział, czy powinien to mówić, ale mężczyzna sam podjął temat z którego inaczej nie był w stanie się wyplątać.
- Ja... nie jestem wojownikiem... moja... matka pracowała tak jak Niliia, z moją pozycją mam prawo co najwyżej służyć, nie walczyć...
Mężczyzna skinął głową na znak zrozumienia i pochylił się w kierunku kobiety, aby wyszeptać do niej kilka słów. Ta uśmiechnęła się szczerze i niemal od razu oddaliła. Gdy tylko zniknęła z zasięgu wzroku chłopaka, tiani pochylił się nad stołem, przybliżając swą twarz do młodzieńca.
- Smoki zostały stworzone po to by walczyć i bronić. Jesteś Strażnikiem i pewnego dnia staniesz na arenie... ale to nie jest teraz najważniejsze. Chcę cię o coś prosić chłopcze. Nie jako dzieciaka z Domu Uciech, ale Smoka. Jesteś strażnikiem, dlatego proszę cię, jeśli... jeśli nie zejdę z areny po którejś z krwawych walk... to daj mi słowo, że zapewnisz bezpieczeństwo jej i dziecku, które wkrótce się narodzi...
Chłopak zamrugał kilkukrotnie swymi powiekami. Nikt nigdy nie prosił go o nic takiego. Wydawało mu się to czymś dziwnym i nie na miejscu. Ale ostatecznie Niilia lubiła go, tego dziwnego wilka o srebrzystych oczach. Półsmok niepewnie skinął głową.
- Jeśli coś ci się stanie, zajmę się nią...
Mężczyzna uśmiechnął się do dzieciaka. Teraz mógł być młody i nieporadny, ale w krótce dorośnie, a wtedy będzie godzien by zająć się młodym wilkiem... by zająć się jego stadem.
- Dziękuję chłopcze. Ale chyba jeszcze Ci się nie przedstawiłem. Nazywam się Azarh na`fer z klanu Tiani z północy Labell, zwanego wilkami zorzy. A teraz pozwól że ci wyjaśnię, jak możesz rozpoznać mnie w trakcie walk na Arenie...





3 komentarze:

  1. Witam, witaj,
    przepraszam, że dopiero teraz, ale wyjazd mi się przedłużył, a potem jak pech to pech.... brak internet...
    ale teraz już jestem i och rewelacja, opisy świetnie przedstawione, aż można sobie siebie wyobrazić tam na tej arenie... aż żal mi tego małego chłopczyka, od samego początku został skazany na taki los... ale okazał się półsmokiem... mimo, że taki mały to już bardzo mądry, ciekawe czy kiedyś pozna chociaż swego ojca.... a co do tego wojownika Azarh na`fer mam nadzieję, że nie polegnie na tej arenie polubiłam go już...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacja super wciagajace i ciekawe;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu znalazłam czas xd Tyle informacji było w tym rozdziale, że nie jestem pewna, czy wszystkie zapamiętałam xd No i tyle dziwnych nazw, ale to nic w końcu zostaną w pamięci xd Trochę szkoda chłocpa, wydaje się nieco zahukany i niepewny siebie, no ale, że jest półsmokiem, to pewnie z tego wyrośnie xd Ja mam nadzieję, że będzie mu dane spotkać się z ojcem. No i postać, która zapadła mi w pamięć po rozdziale, to pan wilk, uwielbiam wilki <3 Mam nadzieję, że nie zginie, chociaż biorąc pod uwagę jego prośbę, to może mu się w turnieju noga powinąć ;< Pisz szybko następny rozdział!
    Dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń